- Do 2030 r. 30 proc., a do 2050 r. połowa drogowego transportu towarów w UE na odległości przekraczające 300 km ma zostać przeniesiona na bardziej ekologiczne środki transportu (w tym kolej). To ambitny cel, ale osiągalny. Kolej to najbardziej ekologiczny sposób podróżowania. Gigantyczny zakres prac inwestycyjnych, które podejmujemy, sprawi, że niedługo będzie również najszybszy - przekonuje Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury, w rozmowie z Jackiem Ziarno, i zarysowuje, jak chcemy zmierzać w tym kierunku w Polsce.
- Nie bez przyczyny. Do 2003 r. obowiązywały przepisy - z 1960 r. i 1997 r. - które dawały PP PKP, PKP SA i PKP PLK możliwość likwidacji linii kolejowych. Potem na lata uprawnienia takie przejął minister odpowiedzialny za transport. Linie kolejowe znikały w tym czasie jednak nie dlatego, że decyzję podejmował ten czy inny podmiot. Demontowano je, gdyż brakowało determinacji, aby je utrzymywać i modernizować, przeznaczając na to odpowiednie nakłady.
Wcielana w życie polityka transportowa ministerstwa, którym kieruję, zakłada strategiczne zatrzymanie likwidacji linii kolejowych, co więcej - powrót do eksploatacji niektórych tras. By nie być gołosłownym; przerwaliśmy procedurę likwidacji takich odcinków jak Matarnia-Gdańsk Osowa czy Nowy Świętów-Głuchołazy Zdrój. Przywracamy także zlikwidowane linie kolejowe.
- Czy wspomniane projektowane prawo jest racjonalne? Czy aby nie jest to ilustracja reguły "pies ogrodnika"?
- Zmiany prawne przywracające wymóg uzyskania zgody ministra na likwidację linii kolejowej lub jej odcinka są jak najbardziej zasadne. Projekt stosownej ustawy jest na etapie uzgodnień międzyresortowych, publicznych konsultacji i opiniowania.
Przez 3,5 roku nie zasypialiśmy jednak gruszek w popiele: przywróciliśmy dla ruchu pasażerskiego ok. 250 km linii kolejowych, które przedtem zostały zlikwidowane. Z niektórych przewoźnicy korzystają codziennie (np. Łuków-Parczew, Legnica-Lubin), a z innych sezonowo (m.in. Sławno-Darłowo).
Bywa, że stan tras pozwala na prowadzenie przewozów (np. Olecko-Ełk), ale (jeszcze) nie jeżdżą po nich pociągi - i tu nasz resort apeluje do organizatorów przewozów, aby w pełni wykorzystywali istniejącą infrastrukturę. Bo to przecież redukuje obszar komunikacyjnego wykluczenia.
- To fragment projektowanego programu Kolej Plus - próby wsparcia rozwoju i rewitalizacji linii kolejowych, zwłaszcza o znaczeniu lokalnym, zahamowania ich degradacji. Było aż tak dramatycznie?
- Skala wyłączeń całych połaci kraju z ruchu kolejowego jest ogromna. Wspomnę tylko, że w roku 1990 w Polsce działało 26,2 tys. km. linii kolejowych (w tym normalnotorowych - 24 tys. km), a w końcu 2017 r. - jedynie 19,2 tys. km (w tym 18,7 tys. km normalnotorowych).
Efekt? Pozbawienie stu miast Polski powyżej 10 tys. mieszkańców dostępu do kolei. Według danych Instytutu Kolejnictwa z 2018 r. tylko 53 proc. gmin miało dostęp do czynnej sieci kolejowej (78 proc. ludności kraju)… Aż 29 gmin powyżej 20 tys. mieszkańców nie ma takiego dostępu.
Charakterystyczny był pewien schemat, prowadzący do stopniowego zamierania ruchu na liniach. Definitywne zawieszanie linii kolejowych poprzedzał etap tzw. wygaszania połączeń, w którym oferta komunikacyjna stała na tak niskim poziomie, że zniechęcała do podróżowania pociągiem (m.in. poprzez rozkład jazdy niedostosowany do potrzeb ludności, małą liczbę połączeń, brak połączeń skomunikowanych). Często okresy funkcjonowania tras oddzielano etapami zawieszania ruchu. Wszystko to, delikatnie mówiąc, sprzyjało nieuchronnej likwidacji ruchu osobowego.