- Nasze stosunki są dobre, ale mamy postulaty, które ułatwiłyby wzajemne relacje gospodarcze: strona niemiecka musi otworzyć rynek pracy, a strona polska – wprowadzić euro - mówi Lars Bosse, dyrektor generalny Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
– Od jakiegoś czasu polityka i gospodarka idą własnymi ścieżkami, prawie nie wpływają na siebie. Dotyczy to również polsko-niemieckich stosunków gospodarczych. Tematy, którymi w ostatnich tygodniach żyła Polska, w Niemczech nie były zbytnio nagłaśniane. "Tageszeitung" ma nakład zaledwie 60 tys. egzemplarzy i walczy co miesiąc o przeżycie, więc nagłośnienie problemu w Polsce i waga, jaką temu nadano, może wzbudzać zdziwienie. Nie sądzę jednak, aby cała sprawa, poza pewnymi napięciami dyplomatycznymi, mogła mieć jakikolwiek wpływ na stosunki gospodarcze obu państw. Dla tych ostatnich dużo bardziej istotne są ekonomiczne warunki ramowe działalności przedsiębiorstw i w tej kwestii firmy w obu krajach oczekują, by po obietnicach wreszcie nastąpiły czyny. Bez reformy państwa socjalnego Niemcy będą nadal słabnąć w światowej konkurencji. Bez realizacji projektów infrastruktury pozycja Polski spadnie jeszcze bardziej, plasując ją za innymi nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej. To właśnie te czynniki wpływają na decyzję przedsiębiorstw o inwestowaniu bądź wycofaniu się z danego kraju.
Czy poprawiając stosunki polityczne można znacząco poprawić polsko-niemieckie relacje gospodarcze?
– Jestem pewien, że pogorszenie w stosunkach politycznych nie wpływa na relacje gospodarcze Polski i Niemiec. Pod względem ekonomicznym oba kraje miałyby za dużo do stracenia. Niemcy są dla Polski najważniejszym partnerem handlowym, Polska ma dodatni bilans handlowy z Niemcami, a Polska jest dla Niemiec najważniejszym partnerem handlowym w Europie Środkowo-wschodniej. Ostatnio znaczenie Polski jeszcze wzrosło, bo Niemcy zwiększyły eksport do Polski o ponad 30 proc. Naturalnie dobrze by było, żeby politycy mieli to na uwadze i rozważną polityką sprzyjali relacjom gospodarczym.