Impulsem do wzrostu akcji kredytowej będą sygnały ożywienia, jakie napłyną z globalnej gospodarki - mówi Jacek Marcinowski, członek zarządu Banku Zachodniego WBK.
- Jest to prosta konsekwencja kryzysu. Banki najwcześniej odebrały - i odbierają sygnały zmian gospodarczych - i musiały się do nich przygotować. Po zachowaniach klientów potrafi-my precyzyjnie ocenić, w jakiej znajdują się kondycji finansowej, czy spłacają w terminie kredyty, czy rosną im odroczone płatności. W dodatku często spotykamy się z klientami i słyszymy ich bieżące oceny sytuacji. Na tej podstawie budujemy obraz oceny ryzyka przyznawania nowych kredytów. A skoro od wielu miesięcy bankom zaczął się psuć portfel starych kredytów i rosło ryzyko udzielania nowych, musieliśmy tworzyć rezerwy, aby zabezpieczyć się przed kłopotami.
- Stwierdziliście, że nie warto udzielać kredytów?
- Tworzenie rezerw uderzyło w sektor bankowy bardzo dotkliwie. Spadkiem nie o pięć lub dziesięć procent wyniku na działalności, lecz o 50 proc. w pierwszej połowie tego roku. Analizując ustawicznie rynek, także popyt na towary i usługi sprzedawane przez klientów, na ich postępy w eksporcie (a ten maleje), na wypłacalność - banki doszły do wniosku, że ciągle brakuje impulsów do rozluźnienia polityki kredytowej. W ocenie banków byłoby to działanie wysoce ryzykowne.