Hasło "Polska jako gospodarczy pomost między Wschodem a Zachodem" wciąż pozostaje w sferze marzeń. Na zachodnią część pomostu, dawno opuszczoną, można swobodnie wbiegać. Na wschodnią wciąż jeszcze trzeba się z mozołem wspinać.
To pierwsze zderzenie haseł z rzeczywistością i - jeśli się nad tym chwilę zastanowić - wcale nie tak bolesne. Naturalne jest bowiem (i można to dziś przyjąć jako aksjomat), że naszym głównym partnerem gospodarczym pozostaje Zachód, kraje Unii Europejskiej - chociażby ze względu na aspekty regulacyjne i prawne, by wspomnieć pozostawanie w jednym obszarze celnym.
Szkodliwa polityka
Innym powodem są konsekwencje geopolitycznych napięć. Mówimy często o bliskości geograficznej i kulturowej z Rosją, Białorusią i Ukrainą, ale niekonieczne przekłada się to na relacje biznesowe.
- Brama na wschód jest mało używana... Przez ostatnie 10 lat eksport do Rosji, Ukrainy i na Białoruś spadł o połowę. W tym samym czasie nasza produkcja wzrosła dwukrotnie, podobnie jak eksport ogółem - mówił
Sławomir Sosnowski, marszałek woj. lubelskiego.
To pokazuje, jak trudne są wspomniane rynki i jak wielki wpływ wywiera na nie polityka. Na przykład ochłodzenie stosunków Unii z Mińskiem z pewnością nie ułatwia prowadzenia biznesu na Białorusi (owszem, przedsiębiorcy radzą sobie nieźle, ale bez wątpienia z silniejszym rządowym wsparciem byłoby im jeszcze łatwiej).
Wybuch konfliktu na Ukrainie i interwencja Rosji natychmiast były mocno zauważalne w statystykach handlu zagranicznego. Eksport spadł niekiedy nawet o kilkadziesiąt procent! To zarówno efekt decyzji politycznych (rosyjskie embargo na polską żywność jako odpowiedź na sankcje UE), ale i czynników ekonomicznych - konsekwencji napięć politycznych (załamanie kursu rubla czy hrywny, które niemal z tygodnia na tydzień uczyniło nasz eksport nieopłacalnym).
Nie popadajmy jednak w czarną rozpacz pt. "definitywnie zmarnowana szansa". Po pierwsze dlatego, że wizja naszych wschodnich sąsiadów jako ziemi obiecanej dla polskiego biznesu jawi się jako mit, a przynajmniej: jest mocno przesadzona. Można oczywiście przypominać przykłady znacznie silniejszej obecności polskich towarów na tych rynkach w okresie PRL, lecz pamiętajmy, że względy ekonomiczne nie były wówczas na pierwszym miejscu podczas zawierania kontraktów handlowych.
Być może ową zmarnowaną szansą było to, że nie wykorzystano sentymentu do polskich marek za naszą wschodnią granicą. Trudno zarazem przesądzać, czy było to możliwe - bo rynki Ukrainy, Rosji i Białorusi otworzyły się na zachodnie towary - i to z nimi musiały konkurować nasze produkty.
Indywidualne podejście
Inną kwestią jest zamożność wschodnich sąsiadów. Bez wątpienia to znacznie mniej chłonne rynki niż te zachodnioeuropejskie - mówiąc najprościej: Ukraińców i Białorusinów stać na mniej polskich towarów niż Niemców czy Francuzów. No i wreszcie działanie instytucji państwowych - mocna rola państwa na Białorusi (co ma zalety, ale i wady) czy ogromna korupcja na Ukrainie, która jeszcze przed aneksją Krymu przez Rosję wypłoszyła z tego kraju wielu polskich przedsiębiorców.
- Wschód to bardzo różne kraje - i demokratyczne, i niedemokratyczne; te z zachodnim wektorem rozwojowym, i te, które ciążą ku Rosji. Są różne pod względem religijnym, kulturowym, sposobu życia. Ale jednocześnie widać bardzo wiele spajających elementów. Co łączy? Kryzys, niekoniecznie mierzony wskaźnikami PKB. Obszar postsowiecki pozostaje pogrążony w kryzysie strukturalnym. To stan trwały i status peryferyjny tego obszaru się pogłębia - zauważył
Adam Eberhardt, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, na ostatnim Wschodnim Kongresie Gospodarczym.
Objawami tego załamania są - jego zdaniem - katastrofalna sytuacja demograficzna we wszystkich państwach wschodniej Europy, pogłębiana przez falę emigracji (by wspomnieć milion Ukraińców pracujących w Polsce czy emigrację jednej trzeciej ludności Mołdowy), katastrofalny stan infrastruktury, zwłaszcza na prowincji, wreszcie biurokratyczno-oligarchiczny model władzy.
Warunki prowadzenia biznesu na wschodzie i na zachodzie wydają się nieporównywalne; nie ma się zatem co dziwić, że przedsiębiorcy - myśląc o ekspansji zagranicznej - wybierają z reguły zamożniejsze, stabilniejsze i bardziej przewidywalne kraje zachodnioeuropejskie.
Solidne przyczółki
A jak to wygląda w praktyce? Powodów do przesadnego entuzjazmu nie ma, ale... Polski biznes jest na wschodnich rynkach obecny. Chociaż dotychczas w kontekście wschodniej ekspansji mówiono raczej o Rosji i Ukrainie, to wydaje się, że na dziś największe możliwości widać na Białorusi. To efekt względnej stabilizacji politycznej - mimo stosunkowo chłodnych stosunków politycznych, nie ma mowy o sankcjach. I są efekty!
Nasz eksport do sąsiada zza Buga wynosi blisko 2 mld dol. Aktualnie na Białorusi działa prawie 550 polskich przedsiębiorstw lub z polskim kapitałem, w Polsce zaś ponad 60 firm białoruskich lub z tamtejszym kapitałem. Dla Białorusi nasz kraj pozostaje jednym z głównych partnerów handlowych.
Prym we współpracy wiodą firmy z województw przygranicznych, zwłaszcza z Podlasia. Na przykład Grupa Atlas (z Łodzi) jest obecna na Białorusi od 2009 r., ba!, stała się liderem tamtego rynku w swoim segmencie. Dobrze radzi sobie również Unibep, firma budowlana z Białej Podlaskiej, która m.in. wybudowała czterogwiazdkowy hotel "Victoria" w Mińsku na Białorusi i ma w portfelu kolejne kontrakty. Pesa zaopatruje Białoruś w pociągi spalinowe, w tym kraju działają również na przykład Idea Bank (należący do Getin Holding), Ericpol (branża IT) oraz nasz meblowy potentat Black Red White.
Ci przedsiębiorcy, którzy już na Białorusi zakotwiczyli, chwalą sobie warunki prowadzenia biznesu w tym kraju.
- Klimat dla inwestorów jest sprzyjający. Są niskie podatki. Władze stosują przeróżne ulgi dla lokalnych firm - dowodził w jednym z wywiadów
Henryk Siodmok, prezes zarządu Grupy Atlas.
Tę opinię potwierdzają obiektywne dane w tej materii. Raport Doing Business na rok 2016 sytuuje Białoruś na 37. pozycji w rankingu. Dla porównania - Rosja znalazła się na 40. a Ukraina - na 80.
Zdaniem
Kazimierza Zdunowskiego, prezesa Polsko-Białoruskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, zmieniająca się geografia gospodarcza świata, w której największą potęgą stają się Chiny, może być dla obu krajów szansą. Idzie o położenie na szlaku wschód-zachód (z ewentualnym udziałem w Nowym Jedwabnym Szlaku), ale też przynależność do konkurencyjnych - choć niekonieczne równoważnych - bloków gospodarczych: Unii Europejskiej i Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. W tym kontekście Białoruś ma szansę zostać bramą do rynków wschodnich, a nasz kraj dla niej - na rynki europejskie.
- Polska i Białoruś w nowej geografii gospodarczej świata mogą z krajów peryferyjnych stać się krajami centralnymi - ma nadzieję Zdunowski.
Ukraińskie widoki
Nie gasną też oczekiwania związane z Ukrainą - to wciąż potencjalnie jeden z naszych ważniejszych partnerów gospodarczych: ludny kraj o silnym przemyśle i z bogactwami naturalnymi.
-Największą nadzieją pozostaje Ukraina - przyznawał podczas WKG Adam Eberhardt. To, jego zdaniem, efekt dwóch rewolucji, które są świadectwem silnego społeczeństwa obywatelskiego, i chociażby pamięć o tych zrywach może być dość skuteczną szczepionką przeciw rządom autorytarnym.
- Ten kraj jest najważniejszy z puntu widzenia programów, jakie realizujemy. Ukraina stara się dostosowywać do prawodawstwa europejskiego - mimo korupcji. Widzimy światło na końcu tunelu - potwierdzał
Arnoldas Abramivicius, wiceszef Europejskiego Kongresu Regionów, mówiąc podczas WKG o realizacji Partnerstwa Wschodniego.
Te postępy i potencjał widzą też inni.
- Zobaczyłem, jak bardzo aktywne są na Ukrainie państwa Unii, z jak wielkimi nadziejami podchodzą do tego kraju - jako miejsca o wielkim potencjale gospodarczym. Bardzo mocno zaznaczała się obecność firm niemieckich, ale też i niemieckiego rządu. Austria, Stany Zjednoczone, Kanada. Wszyscy widzą ten wielki potencjał - twierdzi
Wojciech Balczun, do niedawna szef kolei ukraińskich.
Jak ten potencjał wykorzystujemy? Ano coraz lepiej! Według GUS, polski eksport na Ukrainę wzrósł w roku ubiegłym o 16 proc. i sięgnął 3,8 mld dol., a import zwiększył się o 19 proc. - do poziomu 2 mld dol. Przyrost imponujący, choć przypomnijmy, że po uprzednich spadkach.
Ukraina wciąż znajduje się w drugiej dziesiątce najważniejszych polskich partnerów eksportowych (15. miejsce i 1,77 proc. udziału) oraz w trzeciej dziesiątce w rankingu dostawców towarów na polski rynek (22. miejsce, 0,98 proc. udziału). Z pozycji Ukrainy wygląda to nieco lepiej: jesteśmy trzecim najważniejszym partnerem eksportowym naszego wschodniego sąsiada i piątym - importowym. I półrocze tego roku było jeszcze lepsze - polski eksport wzrósł rok do roku o 37 proc. i miał wartość 2,2 mld dol. Trzeba też pamiętać, że eksport rośnie po okresie dwucyfrowego spadku wywołanego wojną i deprecjacją hrywny.
To odzwierciedla różnice potencjałów gospodarek obu krajów, ale i odmienne warunki prowadzenia biznesu - nie tylko ze względu na tlący się na Ukrainie konflikt zbrojny.
- Na Ukrainie wpływ systemu oligarchicznego jest gigantyczny i to największa przeszkoda, by ten kraj mógł się rozwijać w sposób demokratyczny. Decyzje są podejmowane w interesie konkretnych grup oligarchów - przyznawał Wojciech Balczun.
Decydujący brak barier
A Rosja? Tu sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Z jednej strony polityka i obustronne sankcje mocno psują biznesową współpracę, z drugiej - po zmrożeniu wymiany handlowej przy okazji wprowadzania sankcji i odpowiedzi Rosji embargiem (najbardziej widocznym przejawem było oczywiście zamknięcie granic dla polskich jabłek; wcześniej dwie trzecie eksportu tych owoców trafiało do tego kraju) współpraca zdaje się odbudowywać. Eksport sięga 3,1 mld dol. (I półrocze 2017 r.) i urósł rok do roku o 12 proc.
Dwa zastrzeżenia. Rynek rosyjski jest dość mocno - formalnie i nieformalnie - regulowany. A zatem na gwałtowne ożywienie kontaktów gospodarczych nie ma co liczyć.
- Nierealne, by na rosyjskim rynku pojawiła się jakaś polska firma budowlana - mówił podczas WKG
Jan Mikołuszko, szef rady nadzorczej Unibepu.
A druga uwaga? Szybki wzrost eksportu cieszy (tym bardziej że niezmiennie mamy w wymianie handlowej mocno ujemne saldo - za sprawą ropy i gazu), lecz należy sobie zdawać sprawę z proporcji. Gdy do Rosji eksportowaliśmy towary za 3,1 mld dol., to do Niemiec za niemal dziewięciokrotnie więcej - 28,6 mld dol. (znów: I półrocze 2017 r.)!
To efekt braku ograniczeń celnych w ramach UE, no i - rzecz jasna - struktury obu gospodarek. Dodajmy przy okazji, że znaczna część owego eksportu za Odrę to podzespoły, często produkowane w firmach z niemieckim kapitałem. Według wyliczeń Związku Niemieckich Producentów Maszyn i Urządzeń (VDMA), w 2016 r. wartość importu maszyn z Polski do Niemiec wyniosła 2,6 mld euro, w tym 70 proc. stanowiły części i komponenty, a tylko 30 proc. - kompletne maszyny.
O tym, co znaczy brak barier i dobre stosunki polityczne, świadczy chociażby eksport do Czech - wart w I półroczu br. 6,8 mld dol. (ponad dwukrotnie więcej niż do Rosji). A do małej Słowacji sprzedaliśmy w zeszłym roku towary za 4,8 mld dol. Dopiero na tym tle wyniki handlu z naszymi wschodnimi sąsiadami wyglądają naprawdę blado.
Czy można lepiej wykorzystać ten kapitał sąsiedztwa? Z pewnością, ale to zadanie raczej dla polityków (nie tylko polskich) niż przedsiębiorców. Ci robią, co mogą, a nawet więcej... 12-procentowy wzrost eksportu do Rosji w niczym nie odpowiada ociepleniu stosunków politycznych - tu przedsiębiorcy wykonali znacznie lepszą robotę niż dyplomaci. Chociaż i administracja rządowa nie zamierza zasypywać gruszek w popiele.
- Planujemy placówki w Moskwie, Mińsku i Kijowie, przekształcamy Wydział Promocji i Handlu w Kazachstanie w Zagraniczne Biuro Handlowe. Zastanawiamy się też nad innymi kierunkami. Na pewno nie tracimy z oczu Wschodu, bo to bardzo obiecujący kierunek. Tym bardziej że obserwujemy rosnące zainteresowanie polskich firm do wchodzenia za wschodnią granicę z inwestycjami technologicznymi. To początki polskiego nearshoringu - deklaruje prezes PAIH
Tomasz Pisula.
Pożyteczne są zatem takie wizyty, jak wicepremiera
Mateusza Morawieckiego w Mińsku, świadczą bowiem o partnerskim podejściu. Przede wszystkim jednak potrzeba systematycznej pracy nad wyeliminowaniem napięć o charakterze geopolitycznym (takich jak między Rosją a Ukrainą). To wieloletni proces.
Biznes może przecierać ten szlak (dziś - mimo wojny - wymiana handlowa między Rosją a Ukrainą rośnie), a jednocześnie korzystać z postępów poczynionych przez polityków.