Mimo że od otwarcia polskiego rynku i od pojawienia się na nim wielu towarów z Zachodu mija już 10 lat, jesteśmy nadal krajem wzmożonej konsumpcji. Wystarczy przyjrzeć się zakupom jakie Polacy czynią w supermarketach, by zauważyć, że nadal oko wabione kolorowym towarem decyduje szybciej niźli rozsądna kalkulacja, wskazująca co naprawdę jest nam potrzebne.
Teraz popatrzmy na nieco inne zjawisko. Otóż tak się dzieje, że wiele towarów zachodnich systematycznie wypiera z rynku nasze polskie produkty. To jest swoisty fakt - signum temporis - charakteryzujący czas, gdy porównanie produktów wymusza u konsumenta wybór, a ten wybór jest często łaskawszy właśnie dla produktu zachodniego. W związku z tym pojawiają się, głównie z prawej strony sceny politycznej, przeróżne apele o kupowanie wyłącznie polskich produktów. Trzeba przyznać, że w Polsce takie apele brzmią dość groźnie - niektórzy pamiętają jeszcze przedwojenne hasło narodowej prawicy - ănie kupuj u ŻydaŇ. Nawet jeśli przyjmiemy, że te dzisiejsze hasła nie mają nic wspólnego z przedwojennymi, bo pewnie nie mają, to sam sposób poszukiwania wyjścia z kłopotu polegającego na nadmiernym imporcie i nadmiernej konsumpcji towarów importowanych jest co najmniej anachroniczny. Nie stawiajmy sprawy w kategoriach - kupuj polskie albo kupuj obce. Stawiajmy sprawę w kategoriach - kupuj lepsze, kupuj te, które są lepiej sprzedawane, mają lepszy serwis, lepsze gwarancje itd. Słowem nie brońmy polskich towarów przy pomocy haseł nacjonalistycznych, brońmy je poprzez wykazywanie ich ălepszościÓ.
Warto przy okazji zastanowić się do jakiego stopnia w dzisiejszym świecie można mówić o jakiejś produkcji narodowej. Warto przypomnieć, że gdy się myśli ăw starym styluŇ to jawi się nam produkcja polska, francuska, amerykańska, żydowska, ormiańska i Bóg raczy wiedzieć jaka jeszcze. Ale gdy ma się troszeczkę wiedzy (a tej ewidentnie brakuje wielu politykom) to wiadomo, że dziś nie istnieje już produkcja narodowa, ale za to istnieje coś co jest bardzo narodowe - jest to bezrobocie. Jeśli mieć wielkie pretensje do polityków to właśnie za to, że tego faktu nie wysuwają na plan pierwszy. Ważne jest bowiem, by produkt powstawał w Polsce, bo wówczas pracują przy jego produkcji Polacy, a to daje szansę rozwiązania problemu bezrobocia. Dobrze by też było, by ta firma, która ich zatrudnia płaciła podatki polskiemu fiskusowi. Niewielu Polaków wie i tutaj tzw. ăniezależnośćŇ polskich dziennikarzy, którzy boją się ten fakt ujawnić, że większość firm zagranicznych podatki dochodowe płaci u siebie, za granicą, a nie u nas, bo takie im warunki, z ewidentną szkodą dla państwa polskiego, stworzyli zbyt liberalni politycy. Szkoda, że dziennikarzom brakuje ăniezależnościŇ, a może i wiedzy fachowej, by ten fakt dogłębnie zanalizować.
Ale wróćmy do sprawy. Otóż jeśli mielibyśmy prowadzić jakąś kampanię to nie na korzyść polskich produktów (bo te jeśli są dobre to obronią się same, a jeśli gorsze to nie ma powodów, by polski konsument ze względów ideologicznych kupował gorsze produkty) na korzyść produktów wytwarzanych w Polsce.
Czy jednak wystarcza sama kampanijność, a więc próba modelowania konsumpcji poprzez odwoływanie się do jakichś haseł? Na pewno nie. Zresztą wielu światłych ludzi już to zrozumiało (vide - akcja promocyjna ăTeraz PolskaŇ) problem tylko w tym, że we wszystkim co nas, Polaków dotyczy wychodzą zawsze nasze stare wady narodowe. Otóż już przy samym pomyśle, by sensownie promować produkty jakie powstają u nas, powstały konflikty, kłótnie i cała sprawa została sprowadzona do banału. Trzeba więc apelować o rozsądek i o odpowiedzialność (cechy w narodzie rzadkie), by poprzez sensowną promocję towarów wytworzonych w Polsce przyzwyczajać nas do odchodzenia od samej tylko mody kupowania wszystkiego co zrobiono na Zachodzie i próbować wydobyć nas z obecnej zapaści.