Jeszcze nie tak dawno światowe media komentując wydarzenia związane z rynkiem nowoczesnych technologii (a z informatyką w szczególności) skupiały swoją uwagę głównie na kryzysie jaki miał ogarnąć świat podczas sylwestrowej nocy znanym jako problem roku 2000.
Żeby zrozumieć co się pod tymi hasłami kryje należy głębiej poznać w istotę zjawiska, które od niedawna zaczęto nazywać e-ekonomia. Trzeba poznać prawa nią rządzące, kompleksowość zachodzących procesów, stawiane przed nią wymagania, etc. Kluczowe staje się odejście, od powszechnej wciąż opinii, że e-ekonomia, to dalej ta sama poczciwa ekonomia, tyle tylko, że "wykonywana" przy użyciu technik informacyjnych. To oczywiście nie jest do końca prawdą. Na przykład klienta, który chce nabyć samochód, zupełnie nie interesuje proces produkcji samochodu. Najważniejsze dla niego jest przekonanie, że zarówno producent, jak i dostawca stawiają na pierwszym miejscu jego dobro. Wiedza jaką posiadają służyć ma podjęciu decyzji przez konsumenta o wyborze właściwego samochodu, usprawnić całą transakcję zakupu, uczynić ją prostszą, tańszą, etc.