Przełom technologiczny, jakim będzie upowszechnienie napędu elektrycznego, otworzy nowe możliwości w różnych segmentach rynku, stworzy nowe specjalności. Fakt. Tyle, że najbardziej zainteresowane rozwojem nowych technologii firmy motoryzacyjne, póki co powodów do radości za wiele nie mają. Lista problemów jest za to bardzo długa.
- Już teraz producenci robią plany produkcyjne pod CO2, a nie pod klienta. Ten chce kupić auto z dwulitrowym i większym silnikiem. Niestety, nie możemy mu go sprzedać - żali się Andrzej Korpak, dyrektor Opel Manufacturing Poland.
Regulatorzy ustalili średni poziom emisji CO2, jaki muszą spełniać samochody i przekroczenie ich oznacza konieczność płacenia kar.
- Przeliczyliśmy, jakie to mogą być kary. Przykładowo, PSA może zapłacić miliard euro rocznie, a to jest cały zysk. Inne firmy są identycznie obciążone. Główny trend to teraz obniżenie emisji CO2 przez samochody - mówi Korpak.
- Normy CO2 są liczone dla całej gamy. Samochód elektryczny czy hybrydowy może obniżyć tę emisyjność dla całej gamy - do 2020 roku samochody, które emitują poniżej 50 gramów na kilometr, będą liczone podwójnie - wyjaśnia Natalia Cieślewicz, alumn Fundacji im. Lesława A. Pagi.
Zdaniem przedstawicieli przemysłu motoryzacyjnego samochody nie są tak bardzo odpowiedzialne za zmiany klimatu (pochodzi z nich średnio kilkanaście proc. emisji szkodliwych substancji), ale stały się wygodnymi "chłopcami do bicia".
W dalszej części artykułu czytaj m.in. o tym, dla kogo zmiana technologii jest szansą, a dla kogo wymaga "ścisłej dyscypliny finansowej", o prognozach związanych z wprowadzeniem na rynek samochodów z napędami alternatywnymi oraz o potrzebnej infrastrukturze ładowania, którą trzeba wybudować.