Najistotniejsze prawo rynku: klient ma zawsze rację. Popyt generuje podaż, a w wyścigu o klienta wygrywa ten, kto zaoferuje najlepszą jakość w optymalnej cenie. Tyle teoria. Na ile przystaje do niej praktyka w polskiej energetyce? Kto w branży nadaje ton: klient (odbiorca końcowy energii) czy wytwórca, a może operator systemu przesyłowego lub przedsiębiorstwa dystrybucyjne?
Być może już całkiem niedługo usłyszymy takie powitanie od sprzedawcy oferującego nam swoją firmę jako dostawcę energii. Będziemy wówczas mogli wybierać pomiędzy ofertami różnych dostawców konkurujących ze sobą o klienta. Zależnie od naszych preferencji będziemy mogli wybrać tę ofertę, która będzie dla nas optymalna (pod względem ceny, pewności dostaw energii, stabilności współpracy, jakości obsługi itp.). Dopiero wtedy będzie można uznać, że nasz sektor energetyczny jest rzeczywiście przyjazny odbiorcy końcowemu. Aby jednak niewidzialna ręka rynku mogła w sposób nieskrępowany kształtować relacje między nabywcą a producentem, niezbędne jest zapewnienie mechanizmów stymulujących konkurencję. Bez odpowiednich rozwiązań formalno-prawnych czy też mechanizmów regulacyjnych nie powstanie wolny rynek energii, w którego centrum znajdowałby się klient i jego potrzeby.