Interesujące dla językoznawcy byłoby zapewne bliższe przyjrzenie się słowotwórczej inwencji polityków prawicy. Słowo partia tak bardzo stało się dla wszystkich obrzydliwe, że nowe ugrupowania nazywane są jakkolwiek, byle nie nazwać ich partią. Dotyczy to nie tylko prawicy, bo przecież mamy i Unię Pracy, i Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Zastanawiające jest, że jedenaście lat po upadku totalitarnego reżimu, za którego Partia (tak się pisało) była jak matka - tylko jedna, ciągle utrzymuje się awersja do słowa tak potrzebnego do opisu demokratycznej rzeczywistości. No dobrze, powiedzmy sobie to szczerze. Partie polityczne (w tym stronnictwa, unie, sojusze itp.) ciężko pracowały przez te jedenaście lat na zły wizerunek polityki i polityków. Korupcja, arogancja urzędników, nepotyzm i tym podobne grzeszki objawiają się jako nieodłączne cechy polityki polskiej. Dlatego tak wielu rozsądnych ludzi, w tym znakomita większość przedsiębiorców i menedżerów, stroni od zaangażowania się nie tylko w działalność polityczną, ale w ogóle jakąkolwiek społeczną. Lepiej się nie wychylać, bo wiadomo, że skuteczne funkcjonowanie w biznesie wymaga przecież nie otwartego lobbingu, tylko dojścia do pana Kazia, który zna bardzo dobrze szwagra przewodniczącego, który to szwagier ma w dodatku dobre dojście do biskupa.