Gospodarka oparta na wiedzy, e-gospodarka – polityczne hasła, słowa wytrychy czy rzeczywistość XXI wieku? Sformułowania te robią w ostatnim czasie oszałamiającą karierę, a przedrostek e- dodawany jest praktycznie do każdego zjawiska związanego z działalnością człowieka. Wiedza rzeczywiście stała się najważniejszym składnikiem gospodarki, decydującym o jej rozwoju.
Obserwujemy odwrót od gospodarki opartej na zasobach naturalnych i nisko wykwalifikowanej sile roboczej. Kraje, które hołdują kultowi przemysłowej gigantomanii opartej na surowcach naturalnych, pozostają w tyle, stając się eksploatacyjnym zapleczem, rynkami zbytu i dostarczycielami taniej siły roboczej. Czy w wypadku Polski, która tak ochoczo korzysta z koniunktury na węgiel, napędzanej chińskim boomem gospodarczym, a jednocześnie przeznacza na badania i rozwój niecałe 0,7 proc. PKB, można mówić o rozwoju gospodarki opartej na wiedzy? Czy kraj, z którego emigrują naukowcy, by zarobić na utrzymanie, a tworzone z medialną pompą parki technologiczne zarabiają na wynajmie powierzchni biurowych, może konkurować na międzynarodowych rynkach gospodarczych?