Przez wiele lat PRL-u handel zagraniczny uchodził za szczyt marzeń inteligentnego Polaka. Pamiętamy, że dostać się na studia o tej specjalności to była rzecz osiągalna tylko dla nielicznych. Praca w handlu zagranicznym nobilitowała. Były to elity polskiego społeczeństwa. Ludzie znający języki, podróżujący, znający świat, często wyraźnie zamożni to były "kadry handlu zagranicznego".
Dziś w dobie gospodarki liberalnej, otwartej, gdy państwo nie ma już monopolu na prowadzenie handlu zagranicznego, gdy każdy może wyjechać za granicę i każdy może wymienić pieniądze, ów czar prysł, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Każdy kto na poważnie traktuje swą działalność w biznesie musi być otwarty na kontakty z partnerami zagranicznymi, to oczywistość, choć - co trzeba podkreślić - nadal istnieje (i dobrze że istnieje) specjalizacja w transakcjach zagranicznych. Nie ma więc specjalnej grupy ludzi - nie ma owej elity. Pora więc w inny sposób podejść do funkcjonowania i samej wymiany towarowej, i finansowej z zagranicą, i do kwalifikacji niezbędnych dla sprawnego działania w tej dziedzinie.