Cała Polska Specjalną Strefą Ekonomiczną... Pamiętam, że kilka lat temu podczas jednej z konferencji użyłem tego terminu, by określić pożądany, w mojej ocenie, kierunek dla polskiej polityki gospodarczej. Cieszy, że podobna idea pojawiła się w debacie publicznej - i to w najwyższym wydaniu politycznym, bo w zarysie koncepcji wicepremiera Mateusza Morawieckiego - pisze w magazynie gospodarczym "Nowy Przemysł" Henryk Siodmok, prezes spółki Atlas.
Wyobraźmy sobie przekształcenie całego naszego terytorium w specjalną strefę ekonomiczną - poprzez likwidację CIT-u (charakterystyczne dla stref zwolnienia czy ulgi dotyczą najczęściej tego podatku lub podatku od nieruchomości). To raptem ok. 8 proc. wpływów budżetowych - plus minus 30 mld zł.
Spółki prawa handlowego (ok. 440 tys.) rzadko dziś poddają się temu obciążeniu. W zasadzie tylko 2 proc. podmiotów płaci aż 90 proc. łącznej kwoty wpłacanego CIT-u; reszta nie uiszcza w ogóle lub tylko śladowo. W tym sensie Polska już dziś jest "prawie" specjalną strefą ekonomiczną...
Pomysł "polskiej strefy" powinien jednak skłaniać do głębszego namysłu i radykalnego działania. Będzie ona mogła spełnić założoną rolę, jeżeli zaoferuje wyjątkowe warunki prowadzenia działalności gospodarczej.
Po pierwsze: trzeba przywrócić etos przedsiębiorcy; państwo powinno pełnić rolę strażnika wolności gospodarczej, jako prawa naturalnego, a nie - jak dziś - ją reglamentować. Z tym się wiążą formalne ułatwienia i uproszczenia rejestracji działalności oraz dochodzenia roszczeń.
Po drugie: należy ustanowić sprawiedliwy system podatkowy, redukujący konflikt przedsiębiorca-państwo poprzez wprowadzenie jasnego podziału ról i odpowiedzialności. Przedsiębiorca odpowiada za koszty i zyski, państwo zaś pobiera wynagrodzenie za udostępnienie zasobów rynku krajowego i innych dóbr publicznych.
Warunki podatkowe muszą być jednakowe dla wszystkich uczestników rynku, a pobierane daniny nie mogą zakłócać konkurencji przez preferowanie podmiotów zagranicznych, płacących ponad dwukrotnie niższe podatki (jako procent przychodów) niż firmy polskie. Sprawiedliwy system podatkowy oznaczałby zastąpienie podatków dochodowych (CIT i PIT) podatkiem przychodowym na poziomie 1,4 proc. dla spółek prawa handlowego i 3-4 proc. dla działalności gospodarczych, łącznie z ZUS-em (na tych zasadach w Polsce działa dziś już ok. 0,5 mln przedsiębiorstw i warto ten system upowszechnić).
Po trzecie: powinno też dojść do obniżki opodatkowania pracy. Narzuty na wynagrodzenie sięgają dziś 64 proc. (8 składników - PIT plus składki ubezpieczeniowe). To więcej niż wysokość akcyzy na alkohol... Mamy zatem do czynienia niemal z prohibicją dostępu do pracy. Problem pozostaje aktualny i przy obecnym, niskim bezrobociu, gdyż setki tysięcy pracowników nadal wynagradza się częściowo "pod stołem". Recepta? Jeden podatek w wysokości 25 proc. funduszu płac zastąpi wszystkie pozostałe daniny od pracy. Jeden - czytelny, nie rodzący ryzyk prawnych.
Spadek wpływów budżetowych wyrównają sumy z podatku przychodowego, który zapłacą wszystkie podmioty prowadzące działalność gospodarczą, oraz VAT-u z ujednoliconą stawką, co pozwoli na jego obniżenie do ok. 20 proc. Koncepcja sprawiedliwych podatków zapewni ten sam poziom obciążeń w skali makro (inaczej: te same wpływy do budżetu), lecz dojdzie do przesunięcia akcentów - z podatków od pracy na podatki od kapitału i konsumpcji.
Po czwarte: państwo musi odgrywać aktywną rolę w reprezentowaniu polskich podmiotów na zagranicznych rynkach. Jeżeli, na przykład, polskie usługi transportowe mają podlegać ograniczeniom we Francji, niech równoległe reperkusje odczują podmioty francuskie z działalnością w Polsce.
Wyłącznie po spełnieniu powyższych warunków powstanie Polska Strefa Ekonomiczna w całym kraju i ustanowimy w nim nowe, wyższe standardy prowadzenia działalności gospodarczej.
Autor tekstu to Henryk Siodmok, prezes Atlasa.