Wielorybie safari, reniferowy kulig, rejs statkiem Wikingów, degustacja win? A może wyprawa przez pustynię, spotkanie z plemieniem Aborygenów, bankiet w szortach i krawatach lub kolacja w igloo? Oferta incentive travel, czyli wyjazdów motywacyjnych, jest naprawdę imponująca. Taka podróż będzie sporo kosztować. Ale wielu pracodawcowe wie, że nie jest to kosztowna fanaberia, ale inwestycja.
Konkurencja na polskim rynku jest coraz większa. Coraz trudniej jest utrzymać w firmie najlepszych pracowników. Pracodawcy, widząc w tym pewne zagrożenie starają się ich zatrzymać, z drugiej strony szukając pomysłu na jeszcze lepsze motywowanie ich do pracy. Niezwykle pomocne stają się tu wszelkiego rodzaju systemy szkoleniowo-motywacyjne. W ostatnim czasie zawrotną karierę robią jednak wyjazdy motywacyjne. Oferty „szyte na miarę”, dostosowane do konkretnych potrzeb i budżetu firmy oraz uwzględniające cele, jakie mają być osiągnięte w procesie motywacji pracowników. Wspólna podróż pracowników jest nagrodą za osiągnięcie stawianych przez firmę celów, pomaga zintegrować zespół i przełamać istniejące bariery oraz motywuje do lepszej pracy. Te oczywiste zalety podróży motywacyjnych zauważył przed laty Henry Ford, organizując w 1910 roku wycieczkę z Ohio do Nowego Jorku dla swoich najlepszych sprzedawców samochodów. Wydarzenie to uznawane jest za pierwsze incentive travel.
Podróże motywacyjne na całym świecie stały się szeroko wykorzystywanym narzędziem zarządzania, zwłaszcza w działalności dużych korporacji. Na ten cel koncerny przeznaczają znaczne nakłady. Zarządy firm rozumieją bowiem, że incentive travel to znacznie skuteczniejszy sposób oddziaływania niż nietrafiony prezent czy zwykła nagroda pieniężna. Wyjazdy dłużej się pamięta niż nagrodę pieniężną, która zostaje szybko wydana na podstawowe potrzeby i szybko zapomniana. Pracodawcy wiedzą, że właściwie skonstruowany program motywacyjny sam się finansuje. Rośnie motywacja pracowników, rosną więc zyski firmy. Warto zatem inwestować w incentive travel.