Chcemy, by NCBR kojarzył się też z rozwiązaniami, o których dopiero słychać, że będą powszechnie stosowane. Niebawem ogłosimy konkursy na budowę supernowoczesnych oczyszczalni ścieków, szklarni i ciepłowni pracującej w obiegu zamkniętym - zapowiada Wojciech Kamieniecki, dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, w rozmowie z Jackiem Ziarno.
- Dokładnie tak! Chcąc nadal przełamywać wciąż dość mocne bariery we współpracy firmy-nauka, dopuszczamy - prócz podwykonawstwa - także udział w konsorcjum konkretnych osób z udokumentowanym dorobkiem naukowym i badawczym z dziedziny, której projekt dotyczy. Nie ma tu już ostrych wymogów, nakazujących współpracę z instytutem czy uczelnią.
Jakby odwróceniem obowiązującej w Szybkiej Ścieżce drogi jest formuła "Wielkiego Wyzwania": to NCBR rysuje "temat docelowy", a w rywalizacji startują ci, którzy starają się sprostać zadaniu. Co tu decyduje o wyborze wniosku?
- Tę metodę przejęliśmy z amerykańskiej Defense Advanced Research Projects Agency - DARPA (Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności - przyp. red.).
"Wielkie Wyzwanie" to jedna z form projektów prowadzonych z wykorzystaniem metodyki DARPA, a u nas stanowi nowość. Jako zlecający dokładnie opisujemy problem, jaki chcemy rozwiązać: w tym przypadku chodzi o jak najbardziej efektywne przekształcenie siły wiatru - czy to przygruntowego czy na poziomie zabudowań jednorodzinnych - w prąd elektryczny oraz takie zmagazynowanie energii, by była gotowa do wykorzystania w każdym momencie.
Nie narzucamy nikomu, czy ma to być wiatrak, turbina czy cokolwiek innego - interesuje nas efekt. Liczą się jeszcze: niski poziom hałasu, gabaryty, ciężar oraz estetyka wykonania.
W trakcie finałowego spotkania z udziałem najlepszych zespołów dojdzie do faktycznego sprawdzenia działania przygotowanych urządzeń. Postaramy się o symulację wiatru o określonym natężeniu i skierujemy go na demonstratory, robiąc zarazem odpowiednie pomiary. I tak jednoznacznie, obiektywnie wyłonimy zwycięzcę. Jeślibyśmy odnotowali dużo zgłoszeń, przewidujemy półfinały.
Kto może w takiej rywalizacji wziąć udział?
- Właściwie wszyscy z dobrą koncepcją, którą można za stosunkowo niewielkie pieniądze zrealizować. Nie trzeba mieć naukowych tytułów, być wielkim przedsiębiorcą, choć warunki konkursu nie wykluczają też "zinstytucjonalizowanych kandydatów".
Przewidujemy nagrodę w wysokości miliona złotych netto; koszty poniesione przez wnioskodawcę pozostają po jego stronie.
Słychać, że z militarnych instytucji zza oceanu przejęliśmy też inne nowinki.
- Owszem. Model partnerstwa innowacyjnego, będący kolejnym przykładem metod DARPA, stosujemy w przypadku projektów związanych z elektromobilnością. Reguły gry? Chcemy na przykład zbudować pojazd elektryczny o ładowności do 3,5 t, który byłby pożyteczny nie tylko w instytucjach typu Poczta Polska czy zakłady energetyczne, ale i w gospodarstwach domowych - jako mały pojazd dostawczy, a także magazyn energii.
Specyfikację pożądanych cech auta wysyłamy do producentów, którzy mogą być potencjalnie takimi ofertami zainteresowani. Potem organizujemy konkurs w kilku etapach: koncepcyjnym, projektów technicznych, później demonstratorów (jeden lub dwa modele), a na koniec staramy się zainteresować zdefiniowanych przez nas odbiorców (tu: Poczta Polska czy zakłady energetyczne) zakupem postaci finalnej (już na etapie początkowym mogą określić, czy pojazd odpowiada ich potrzebom), wspomagając się w tym łańcuchu organizacyjno-inwestycyjnym dopłatami z funduszu ochrony środowiska. A zatem współuczestniczymy w wyborze wykonawców i zarazem animujemy rynek nabywców.
Chciałbym też zwrócić uwagę na konkursy, w których mamy do czynienia z formułą zamówień przedkomercyjnych (PCP). To również odmiana metod DARPA. Program Bloki 200+ ma sprawić, że modernizacja bloków energetycznych wielokrotnie skróci proces zatrzymywania i ponownego ich uruchamiania, w zależności od ilości "zielonej energii" kierowanej do sieci energetycznej.
Wskazuje pan: "W ocenie projektu bierzemy też pod uwagę to, czy dana firma czy konsorcjum osiągną dzięki realizacji projektu B+R przewagę konkurencyjną, która na trwałe wyznaczy ich pozycję na rynku". A co z późniejszą ewaluacją etapów prac? Bo pana poprzednik, prof. Maciej Chorowski, trochę bił się w piersi i zapowiadał zaostrzenie polityki w tej mierze, dodając, że niekiedy korzystniejsze jest nawet przerwanie finansowania w odpowiednim momencie, gdy projekt "nie rokuje", niż zbytnia "wyrozumiałość".
- Może to nie jest powszechne, ale i nie jest czymś absolutnie nadzwyczajnym, że w pewnym momencie realizacji projektu, w drodze do osiągnięcia kolejnego kamienia milowego, beneficjent stwierdza, że w jego przekonaniu cel, który założył na wstępie, nie da się osiągnąć; że się przeliczył.
Również komitety sterujące każdego programu mogą wnioskować do dyrektora NCBR o zatrzymanie badań - z uwagi na to, że - w ocenie członków komitetu - bieżące wyniki nie rokują ostatecznego powodzenia. Wówczas dyrektor uruchamia swoją procedurę weryfikacyjną - i nie ma w tym nic złego, jeśli taki projekt zatrzymuje, by nie marnować środków na dalsze, bezowocne badania.
Skasowanie projektu nie wiąże się ze zwrotem środków z dotacji - jeżeli procedur dotrzymywano i działano w dobrej wierze, lecz po prostu założenia - przyjęte i przez beneficjenta, i oceniające to gremia eksperckie - były błędne. Przy okazji zyskujemy też efekt poznawczy: że taką to a taką akurat metodą nie sposób dotrzeć do celu.
I kierujecie się zdrowym rozsądkiem: nie jesteście ani zbyt restrykcyjni, ani zbyt pobłażliwi?
- Staramy się. Ale… Ważna jest dyscyplina wydatkowania środków publicznych i pod tym kątem kontrolerzy zewnętrzni badają asygnowanie pieniędzy. Nie raz i nie dwa musimy im uświadamiać, że innowacje to bardzo ryzykowne, nierzadko zupełnie nierozpoznane pole gry i z natury rzeczy nie zawsze wszystko idzie jak po sznurku.
Naszym zadaniem pozostaje też - poprzez zaangażowanie NCBR - zachęcać do wykładania pieniędzy inwestorów prywatnych nie tylko w projekty, w których z klucza można się spodziewać 70-czy 80-procentowego prawdopodobieństwa sukcesu i do których nie są potrzebne zewnętrzne zachęty, ale w te o wielkim znaczeniu, które mogą się okazać przełomowe, lecz w których wstępne szanse na sukces szacujemy, powiedzmy, na poniżej 50 proc.
- NCBR, realizując program "Magazynowanie wodoru", stoi na stanowisku, że to paliwo może być szansą na niezależność w sektorze paliwowym. Centrum angażuje się też w rozwój elektromobilności, czego przykładem Sanok czy nieudane współdziałanie z Ursusem. Na jakich polach elektromobilności czy napędu wodorowego mamy szansę na relatywnie szybki postęp?
- W moim przekonaniu duże perspektywy na sukces niesie ze sobą na przykład standaryzacja zasobników magazynujących energię elektryczną czy wodorową. Dziś każdy producent pojazdów stosuje własne "magazyny", z innymi wymiarami i rozmaitymi wyprowadzeniami.
Przy ponownym podejściu do stworzenia przy naszym udziale projektu autobusu elektrycznego, postawiliśmy też na innowacje w tej mierze: niech magazyn energii - zasobnik - ma standardowe wymiary i standardowe wyprowadzenia, aby można było w Polsce uruchomić całą sieć dostawców, wytwarzających dla wielu producentów elektrycznych autobusów takie zasobniki.
A wodór? Są dwa rodzaje jego magazynowania: albo w rozmaitych substancjach chemicznych, albo - jak w naszym postępowaniu konkursowym - w stanie czystym. W ocenie licznych ekspertów wodór jako magazyn energii jest znacznie atrakcyjniejszy niż skupianie energii elektrycznej w bateriach czy akumulatorach. W tym przypadku - podkreślam - również chodzi o to, by kształt, wymiary i wyprowadzenia tych zasobników odpowiadały różnym typom pojazdów i były zunifikowane.
Jeszcze à propos "wodorowego konkursu"… W przeszłości sporo zastrzeżeń wzbudzały przepisy dotyczące grantów z NCBR - wątpliwości prowokowała kwestia praw własności do proponowanych rozwiązań. Na czym polega we wspomnianej rywalizacji świeża forma, dotycząca tzw. royalties?
- Rzeczywiście, twarda formuła, że prawa własności autorskich pozostają przy NCBR, zniechęcała - zwłaszcza duże firmy - do startu w naszych postępowaniach. Dlatego pokusiliśmy się o zmianę modelu.
Wspomniana nowa metoda (będziemy ją upowszechniać) oznacza dzielenie się zyskiem z przedsiębiorcą, który za nasze pieniądze i wkład własny opracuje dane rozwiązanie, wynalazek: określamy już na początku, jaki procent zysku z tych produktów czy pomysłów będzie własnością NCBR.
To otworzyło drogę, by do naszych konkursów przystąpili też znani producenci.
"Ścieżka przedsiębiorcy od Łukasiewicza, przez NCBR redukuje ryzyko dla inwestora, że wynalazek jest »ściemą«. Cały system działa jak wielokrotne sito: przedsiębiorca jest testowany najpierw przez nas, potem przez NCBR, a potem przez rynek. My nie dajemy stempla pewności sukcesu rynkowego, ale dajemy stempel innowacyjności i prawdopodobieństwa tego sukcesu" - twierdzi Piotr Dardziński, szef Sieci Badawczej Łukasiewicz. Czy to już zręby przynajmniej fragmentu całościowego systemu służącego przyspieszeniu innowacji w Polsce?
- Wywodzę się z biznesu, nie mającego bezpośrednio do czynienia z instytutami badawczymi czy nauką, więc z obserwacji uczestniczącej mogę stwierdzić, że przez lata podstawową ścieżką pączkowania i rozwoju innowacji była najprostsza droga: przedsiębiorca zauważał na rynku lukę i starał się w nią wniknąć, jeśli dysponował odpowiednią energią i zasobami.
Piotr Dardziński wskazał na inną ścieżkę - poprzez instytuty, które poszukują rozwiązań, potem zaś przedsiębiorców, którzy by chcieli w nie zainwestować; później przychodzi czas na NCBR, które staje się kolejnym sitem sensowności jakiejś propozycji.
Z Łukasiewiczem wspólnie prezentowaliśmy zasady naszych konkursów, razem gromadziliśmy też sugerowane przez instytuty tematy, które mogłyby stanowić przedmiot konkursów; mieliśmy na ten temat także spotkania z dużymi przedsiębiorstwami.
Nie, nie możemy nikomu zagwarantować środków, bo musimy i chcemy je rozdysponować w formie konkursów. Ale możemy być aktywni w poszukiwaniu dobrych kandydatów, bo po prostu zamierzamy pieniądze będące w naszej dyspozycji spożytkować jak najefektywniej.
Jakie technologie, w których rozwój w Polsce NCBR się mocno angażuje, uznaje pan za przełomowe, najważniejsze dla rozwoju i postępu naszej gospodarki?
- Dotychczas wymieniłbym przede wszystkim nasze, wypełnione sukcesami, ale i porażkami, przedsięwzięcia w dziedzinie elektromobilności - to z pewnością gałąź przełomowa nie tylko dla naszej gospodarki. Przychodzi mi też na myśl spora gama projektów dotyczących cyberbezpieczeństwa.
Chcemy też, aby NCBR kojarzył się z rozwiązaniami, o których dopiero słychać, że będą powszechnie stosowane. W ciągu kilku najbliższych miesięcy zamierzamy ogłosić - również w systemie darpowskim - konkursy na budowę bardzo nowoczesnej oczyszczalni ścieków czy szklarni ogrzewanej bez udziału paliw stałych; uprawa będzie w niej sterowana systemowo, zapewniając odpowiednie dozowanie wody i substancji odżywczo-ochronnych czy kontroli nad podłożem i realizowana przez roboty. Chodzi nam też o nowoczesną ciepłownię opartą na źródłach OZE, biospalaniu, pracującej w obiegu zamkniętym.
Chcemy, by efektem tych projektowych rywalizacji stała się budowa demonstratorów, które będą mogły być potem powielane i przez wiele jeszcze lat będą służyły jako nowoczesne rozwiązania.
Najpierw dojdzie do konkursu na studium wykonalności. Kiedy wskażemy najciekawsze propozycje, przyjdzie pora na konkurs na projekt techniczny. Później 2-3 propozycje wybierzemy do budowy demonstratorów. I z pomocą NFOŚ, udostępniając dokumentację, postaramy się stymulować upowszechnienie tych obiektów w Polsce, posiłkując się też funduszami regionalnymi dostępnymi dla gmin.
Interesują nas też budynki energetycznie dodatnie, zwłaszcza gmachy, w których mieszczą się szkoły.
Jeszcze o przyszłości… Badania wskazują, że polskie przedsiębiorstwa, zwłaszcza z sektora MSP, w dużej mierze nie doceniają znaczenia i skali zmian prowokowanych przez kroczącą IV rewolucję przemysłową. Dostrzega pan ten kłopot, pisząc m.in. "jeśli polskie firmy prześpią ten etap, skupiając się na »tu i teraz« ciężko będzie nadgonić za konkurencją". Skąd się bierze owo niedostrzeganie problemu, który w perspektywie może nawet doprowadzić do zniknięcia firmy z rynku?
- Nie wykluczam pewnego lekceważenia prognoz jako powodu niezrozumienia czy niedoceniania tego wyzwania, ale sądzę, że nie te motywy dominują. Sytuacja jest bardziej prozaicznej natury.
Z moich doświadczeń wynika, że wśród polskich firm panuje mocne przekonanie - związane bez wątpienia z brakiem środków finansowych - że wprowadzone już na rynek produkty muszą się do końca zamortyzować - i wówczas można ewentualnie myśleć o następnych inwestycjach.
Kłopot w tym, że przy tak szybkich zmianach na rynku, z jakimi mamy dziś do czynienia, wspomniana zasada coraz częściej jest chybiona. "Cykl innowacji" zdecydowanie wyprzedza teraz cykl tradycyjnie rozumianej amortyzacji czy zwrotu z inwestycji. I jeśli nie ma do dyspozycji sporego i szybko dostępnego kapitału, to w ostrej grze konkurencyjnej może dojść nawet do bankructwa firmy.
**
Artykuł pochodzi z magazynu gospodarczego "Nowy Przemysł"