- Zachowałem nieufność wobec rozwiązywania problemów poprzez tworzenie nowych urzędów i nowych regulacji - mówi Janusz Lewandowski, przewodniczący Rady Gospodarczej przy premierze, w rozmowie z Adamem Sofułem i Jackiem Ziarno.
- Naprowadzaliśmy się wzajemnie raczej na dobrą drogę, co wyznaczyło styl rządzenia Polską w trudnym okresie.
- No to pan nie pamięta… "Dziękuję opatrzności, że kiedy w 1988 r. Donald Tusk kazał mi napisać tekst o Chile w naszym podziemnym Przeglądzie Politycznym, nie napisałem peanu na temat Szkoły Chicagowskiej i Miltona Friedmana, którego wtedy Janusz Lewandowski każdemu dawał do czytania. Ostatnie zdanie brzmiało, że nam nie chodzi tylko o wolny rynek i ZOMO, które by go pilnowało, lecz o wolny rynek i prawa człowieka. (…) I nam w latach 80., młodym wtedy liberałom, chodziło przede wszystkim o wolność. Rynek był dla nas tylko materialną rękojmią, zabezpieczeniem wolności, a nie wartością nadrzędną" - wspomniał w rozmowie z nami Jan Krzysztof Bielecki. Też pan tak wyważał między wolnością a liberalizmem gospodarczym?
- Friedman? Jeśli już, to polecałem Friedricha von Hayeka i niemieckich ordoliberałów… Środowisko gdańskich liberałów wyróżniało wówczas myślenie o przyszłości. Nasi rywale z piłkarskiego boiska, z Ruchu Młodej Polski, żyli sporem, kto miał rację: Dmowski czy Piłsudski - tak jak inne nurty opozycji, które przenosiły na realia ówczesnej Polski przedwojenne porachunki ideowe.