Zacznijmy jak w politycznym thrillerze: w kwietniu 2017 roku Departament Handlu rządu Stanów Zjednoczonych, wykorzystując sekcję 232 ustawy o rozwoju handlu z roku 1962, wszczął dochodzenie dotyczące ochrony amerykańskiego przemysłu przed konkurencją związaną z importem towarów...
- W raporcie sporządzonym na początku 2018 roku, po zamknięciu owego postępowania, stwierdzono między innymi, że przywóz stali i aluminium rodzi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Zalecono więc wprowadzenie restrykcji handlowych.
- W związku z powyższym 1 marca 2018 roku prezydent Donald Trump ogłosił nałożenie dodatkowych ceł przywozowych na unijny eksport stali i aluminium do Stanów Zjednoczonych. Ich wysokość ustalono na 25 proc. dla stali oraz 10 proc. dla aluminium.
Prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej Stefan Dzienniak mówił wtedy Polskiej Agencji Prasowej: - Naszą obawę budzi nie tylko ograniczenie dostępu do rynku amerykańskiego, ale przede wszystkim nieuchronnie związana z wprowadzeniem amerykańskich ceł reorganizacja handlu międzynarodowego, która doprowadzi do przekierowania do krajów Unii Europejskiej eksportu stali z krajów trzecich, kierowanego dotąd na rynek Stanów Zjednoczonych.
Komisja Europejska, w odpowiedzi na ruch Amerykanów, zaraz w marcu wszczęła swoje dochodzenie. Wykazało rzecz dość oczywistą, sygnalizowaną już wcześniej choćby przez szefa HIPH: nastąpił gwałtowny wzrost przywozu wyrobów ze stali do Unii
Europejskiej. Znacznie pogorszyły się warunki funkcjonowania europejskich producentów stali.
Od lipca 2018 roku zaczęły zatem obowiązywać wprowadzone przez Komisję "środki tymczasowe". A w lutym roku 2019 opublikowała ona rozporządzenie "nakładające ostateczne środki ochronne w odniesieniu do przywozu wyrobów ze stali".
Pomińmy fakt, że Bruksela uznała, iż uzasadnianie wprowadzenia ochrony celnej amerykańskiego rynku stali względami bezpieczeństwa narodowego jest "bardzo mało wiarygodne". Przyjrzyjmy się jego konsekwencjom.