Trwający od wielu tygodni serial "Rekonstrukcja rządu" doczekał się kulminacji - wymiany premiera. Ale to tylko finisz pierwszego sezonu. Reżyser zapowiada ciąg dalszy. Zapewne w styczniu.
Świat biznesu z nadzieją przyjął objęcie sterów rządów przez Morawieckiego. Przynajmniej znaczna jego część - pozostali (z reguły ci dłużej działający na rynku) po żadnej zmianie premiera niczego sobie nie obiecują. Słychać głosy, że teraz - jako premier - będzie mógł rozstrzygać spory w rządzie na rzecz biznesu, skończy się hamowanie Konstytucji dla Biznesu, Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju ruszy z kopyta.
Fajnie by było, ale....
Zmiana tylko premiera może nie wystarczyć. Zaplecze polityczne Morawieckiego w partii jest (jeszcze?) znikome. Mogą go bronić tylko osiągnięcia, a to - w warunkach walki politycznej - może okazać się za mało.
Bez decyzji na najwyższym partyjnym szczeblu premierem oczywiście by nie został. Tyle że to poparcie warunkowe. Jeśli można mówić o zmianie, to raczej taktycznej niż strategicznej.
Program rządu - w generaliach - pozostaje bez zmian, tymczasem skład personalny również, choć w styczniu należy oczekiwać nowych ludzi w fotelach ministrów.
Ktoś trafnie określił nowego premiera: nowa twarz PiS.
Rzeczywiście, ale mózg i serce są stare. Czy chodzi w istocie o przestawienie działalności rządu na bardziej gospodarcze tory? Może, ale Morawiecki jako premier będzie miał na gospodarkę znacznie mniej czasu.
Chodziło raczej o zmianę wizerunkową, zwłaszcza w kontekście nasilającej się na forum UE krytyki Polski. Nowy szef rządu znacznie swobodniej czuje się na brukselskich salonach niż jego poprzedniczka i z pewnością subtelniej, a być może skuteczniej, będzie bronił stanowiska polskiego rządu. Nowy premier będzie musiał także firmować inne, niegospodarcze, kontrowersyjne reformy rządu i jego politycznego zaplecza.
Żeby było jasne: to nie jest zła zmiana. Najczęściej zadawanym pytaniem po nominacji nowego premiera jest jednak nie to, co zrobi szef rządu, bo tu - mimo wszelkich różnic poglądów - więcej widać nadziei niż obaw, lecz, na ile będzie mógł sobie pozwolić.