Grudzień na Górnym Śląsku kojarzy się z górnikami, ich świętem, ze św. Barbarą. Dla kogoś kto się w tym regionie urodził takie skojarzenie istnieje "od zawsze", jest częścią własnego doświadczenia dzieciństwa.
Ale najpierw kilka uwag czysto socjologicznych. Zbiorowości górnicze od samego początku rządziły się swoimi prawami - co oczywiste, bo górnictwo było zawsze branżą ważną, poważną, ale i wielce specyficzną. W zasadzie wszystko tu musiało być podporządkowane sposobowi funkcjonowania kopalni, i zabudowa, i rytm pracy, i rytm życia codziennego, i struktura społeczna, i funkcjonowanie rodziny, i myślenie o przyszłości dzieci itd. itd. W dodatku praca w górnictwie dawała i stosunkowo dobry poziom życia dla całej rodziny, i przede wszystkim wysoki prestiż, uznanie, co powodowało, iż takie zbiorowości rosły w dumę. Pamiętajmy, że kopalnie zawsze w jakiś sposób wpływały też na infrastrukturę gminy, kopalnie dbały o kulturę (domy kultury), kopalnie dbały o sport (kluby górnicze), ale kopalnie dbały też o wiele urządzeń socjalnych nie związanych bezpośrednio z samą produkcją górniczą. W naszej, polskiej rzeczywistości istniał przez wiele lat taki model funkcjonowania społecznego, który w kopalni widział organizatora życia całej takiej zbiorowości górniczej. Tutaj właśnie grudniowe święto miało znaczenie szczególne, bo tutaj to co oficjalne mieszało się na co dzień z tym co prawatne, a więc i oficjalne święto było świętem rodzin, a nawet indywidualnym świętem każdego mieszkańca gminy, nawet jeśli konkretny mieszkaniec nie pracował na kopalni. Owa duma zawodowa promieniowała i na innych, na całą zbiorowość.