Na początku września Europejski Bank Centralny zaskoczył rynki finansowe, obcinając główną stopę procentową do 0,05 proc. i zapowiadając zdecydowaną interwencję na rynku prywatnych obligacji.
To paradoks, znany i politykom, i ekonomistom. Reformy są trudne, niepopularne, wymagają przełamywania oporu silnych grup interesu, a w dodatku przynoszą efekty dopiero po kilku latach. Drukowanie pieniędzy jest łatwe i nie wzbudza protestów. Politycy wiedzą, że to lekarstwo działające na krótką metę, likwidujące objawy, a nie przyczynę choroby, która toczy gospodarkę. Ale jeśli bank centralny wykona za nich tę niewdzięczną robotę, nie mają pretensji i odkładają reformy na "lepsze czasy", a konkretnie - do kolejnych wyborów.