1 maja 2004 r. o północy prezydent Aleksander Kwaśniewski wciągnął na maszt przed warszawskim Grobem Nieznanego Żołnierza flagę Unii Europejskiej. To był finisz długiej drogi. I początek zupełnie nowej.
Bilans na plus - zgodnie oceniają dekadę członkostwa w UE politycy i przedsiębiorcy. Zgodność zadziwiająca, jeśli wziąć pod uwagę podziały na naszej scenie politycznej. Niezależnie jednak od tego, czy ktoś uchodzi za euroentuzjastę, czy eurosceptyka i czy obchodzi go tylko "wyciskanie brukselki", czy też szczytne hasła o cywilizacyjnej wspólnocie i kontynentalnej solidarności - po 10 latach od wejścia do wspólnoty słychać chór: opłacało się. Zaskakująca jednomyślność? A może, po prostu, fakty?
- O czym tu mówić? To najlepsza dekada w całym 25-leciu naszej transformacji. Wystarczy zerknąć na statystyki: byliśmy najszybciej rozwijającą się gospodarką w całej Unii Europejskiej i osiągnęliśmy to przy bezprecedensowej poprawie równowagi ekonomicznej. To również okres olbrzymich inwestycji - nie ma wątpliwości Bogusław Grabowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze.