Polska dolina cyfrowa absolutnie kwitnie - mówi dyrektor generalny Microsoft Polska. Jeśli jednak chcemy, by nadal kwitła i zyskiwała globalne znaczenie, powinniśmy przede wszystkim zadbać o to, by w prosty sposób nie tracić potencjału poprzez wyjazdy zdolnych ludzi za granicę.
Jego zdaniem w najbliższej przyszłości będziemy musieli odpowiedzieć na bardzo istotne pytania.
- Czeka nas debata, jak zbalansować dzielenie się danymi i ich wykorzystywanie z bezpieczeństwem, ze świadomością tego, co się z tymi danymi dzieje. To jest niezwykle ważne - zaznacza.
Rynek do przebudowy
Mark Loughran zwraca też uwagę, że wykorzystywanie algorytmów sztucznej inteligencji oznacza duże i szybko zachodzące zmiany na rynku pracy, ponieważ wiele zawodów będzie zanikać, a w ich miejsce będą pojawiać się nowe. Dyrektor generalny Microsoft Polska nie jest odosobniony w tej prognozie.
- Automatyzacja i robotyzacja oznacza likwidację zatrudnienia w zawodach opierających się na prostych, powtarzalnych czynnościach. To stawia nas z kolei przed wyzwaniem zagospodarowania pracowników, którzy stracą zajęcie. Musimy podnosić ich kwalifikacje tak, by mogli wykonywać bardziej kreatywne zajęcia. To jest wyzwanie, przed którym stoimy - twierdzi
Sanjay Samaddar, wiceprezes ArcelorMittal i przewodniczący rady nadzorczej ArcelorMittal Poland.
Głosy mówiące o tym, że nowe technologie przebudują rynek pracy płyną też ze strony rządowej.
- Automatyzacja pewną część zawodów wyeliminuje, ale to nie znaczy, że w ich miejsce nie pojawią się nowe - twierdzi
Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii. Jej zdaniem proces eliminacji zawodów będzie się mocno różnić w zależności od branży. Najmniej zagrożone sektory to edukacja, szeroko rozumiana branża kreatywna i ochrona zdrowia.
O tym, że sztuczna inteligencja będzie odbierać ludziom pracę, jest wprost przekonany
Janusz Wrobel, założyciel i szef firmy Neurosoft.
- Nasi klienci kupują u nas drogie rozwiązania, bo dzięki temu redukują zatrudnienie - argumentuje. Jednocześnie stwierdza, że taka sytuacja nie musi wcale rodzić problemu społecznego.
- W efekcie będzie mniejsze zapotrzebowanie na ludzi, jeśli chodzi o pracę, a z drugiej strony może to i dobrze... W niektórych krajach wprowadza się już minimalne wynagrodzenie dla każdego, kto żyje. Takie wynagrodzenie pozwala spokojnie żyć i być jakby na ciągłym urlopie. Ja nie mam nic przeciwko temu. Osobiście chętnie bym na taki urlop poszedł, gdybym potrzebował, i przekazał pracę maszynom - twierdzi przekornie Wrobel.
Bez względu na to, czy zmiany społeczne zajdą aż tak daleko, nie ma wątpliwości, że na istotne zmiany w tym względzie musimy być już dzisiaj przygotowani.
- W dyskusji o zmianie cyklu produkcyjnego warto pamiętać o jednoczesnej niewątpliwej zmianie modelu społecznego. Czyli to samo, co wydarzyło się w XIX wieku - dynamiczny rozwój miast, infrastruktury, zmiana stylu życia - czeka nas dzisiaj; już jesteśmy tego świadkami - twierdzi Emilewicz.
Zaznacza przy tym, że w świecie szybko zachodzących zmian, nie ma innego wyjścia, jak możliwie szybkie za nimi podążanie.
- Sztuką w zarządzaniu tą zmianą jest sztuka zaadaptowania sztucznej inteligencji oraz takiego zarządzania, by stwarzać ludziom możliwości do przystosowywania się do zmieniających się warunków. Tak, by nasze kompetencje nie były wyuczone raz na zawsze, ale żebyśmy mieli odwagę, chęci i możliwości zmiany naszego zawodu, jeżeli okaże się zbyteczny - ocenia z kolei
Paweł Wyborski, prezes zarządu firmy QuarticOn, oferującej rozwiązania oparte na algorytmach AI.
Technologia i ekspansja
Podstawą elastycznego kształcenia powinien być system edukacyjny, który potrafi na bieżąco podążać za kształtującymi się trendami.
- Dobrym wyjściem w tej sytuacji jest uelastycznienie nauczania tak, by na różnych jego etapach odpowiadało temu, co akurat dzieje się w gospodarce. Chodzi o to, by dbać o atrakcyjność profili nauczania przez wprowadzanie zmian na bieżąco - przekonuje
Wojciech Kamieniecki, p.o. dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Nasz system edukacyjny jest już jednak wysoko oceniany nawet w obecnej formie. Według Marka Loughrana to właśnie duża liczba uczelni wyższych równomiernie rozłożonych po całej Polsce oraz wychodzący z nich absolwenci stanowią o dużym potencjale Polski, jeśli chodzi o korzystanie z nowych technologii. Jego zdaniem, biorąc również pod uwagę ducha przedsiębiorczości Polaków, możemy wręcz mówić o istnieniu zjawiska, które nazywa się "polską doliną cyfrową".
To znamienne - w ustach menedżera technologicznego potentata. Wszak rodzima Krzemowa Dolina to święty Graal w debatach o polskiej gospodarce, a często powód polskich kompleksów wobec świata.
- Dotyczy to zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw czy start-upów - dopowiada Loughran. - Polska dolina cyfrowa absolutnie kwitnie.
Zwraca przy tym uwagę, że polskie firmy, które starają się rozwijać w dziedzinie nowych technologii, nie tylko "zagospodarowują" rynek krajowy, ale także śmiało eksportują produkty i usługi za granicę.
- W Polsce są setki tysięcy ludzi, którzy wykorzystują szanse płynące z postępu technologicznego i sprzedają swoje rozwiązania za granicą - zauważa szef Microsoft Polska.
Działalność na poziomie globalnym ułatwia zresztą właśnie postęp technologiczny. Usługi cyfrowe nie potrzebują bowiem zwykle kontenerów do transportu. Są sprzedawane w globalnej sieci, do której można mieć dostęp z niemal każdego miejsca na Ziemi. Branża technologiczna nie potrzebuje więc wydawać dużych środków na dystrybucję, a dotarcie do potencjalnego klienta zależy bardziej od kreatywności poszczególnych przedsiębiorstw niż od kraju ich pochodzenia.
- Nie ma w tym względzie barier przed polskimi firmami. Dostęp do technologii i wiedzy jest powszechny, to jest kwestia naszej kreatywności, woli i mocy sprawczej - przekonuje
Paweł Wyborski, którego QuarticOn stara się pozyskiwać klientów także poza Polską.
W trosce o kadry
Jeśli jednak chcemy, by "polska dolina cyfrowa" kwitła i zyskiwała globalne znaczenie, powinniśmy przede wszystkim zadbać o to, by w prosty sposób nie tracić potencjału poprzez wyjazdy zdolnych ludzi za granicę.
Problem ten widać dobrze na przykładzie blockchaina - technologii, która zaczęła robić karierę dopiero w kilku ostatnich latach.
Grant Blaisdell z polsko-brytyjskiej firmy Coinfirm, która wdrożyła system wykorzystujący blockchain m.in. w PKO BP także uważa, że Polska nie ma się czego wstydzić, jeśli chodzi o rozwiązania blockchainowe, ponieważ ma kadry, które wykazują się w tym względzie kreatywnością.
- Problemem jest tylko to, że te talenty i firmy przez nie tworzone zbyt często przenoszą się za granicę. Brakuje bowiem odpowiedniego środowiska dla ich wzrostu i konkurowania - ocenia współzałożyciel Coinfirm.
Istnienie takiego zjawiska potwierdza również
Paulina Paprzycka z softwarehousu Trifinity.io, założycielka inicjatywy Blockchain Girls.
- W Polsce brakuje trochę przestrzeni dla projektów blockchainowych. Otoczenie regulacyjne jest na razie niestabilne, a to sprawia, że wiele interesujących projektów przenosi się do państw, w których mogą liczyć na lepsze warunki - mówi Paprzycka.
- Są kraje, które w tym zakresie są rzeczywiście pozytywnie nastawione do blockchaina od strony regulacyjnej, jak na przykład Australia, Nowa Zelandia, Singapur czy Hongkong - przyznaje
Stanisław Dyrda z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Jego zdaniem Polska także powinna iść w kierunku zapewnienia większego komfortu dla działalności blockchainowej.
- Powinniśmy mieć narzędzia, żeby w realnych warunkach móc sprawdzać pewne rozwiązania bez ograniczeń i poczucia zagrożenia, że na przykład nagle fiskus tak zinterpretuje przepisy, że wpadniemy w kłopoty finansowe - postuluje Dyrda.
Kto szybszy…
Przykład blockchaina jest dobry, gdyż dotyczy technologii, która w praktyce dopiero co się pojawiła, a potencjał jej zastosowań ciągle nie jest jeszcze do końca określony. To właśnie dzięki szybkiemu wdrażaniu takich nowinek można uzyskiwać największą przewagę konkurencyjną. Jeśli jednak otoczenie regulacyjne nie będzie brało tego pod uwagę, to nawet najzdolniejsze kadry, choćby poparte solidnym kapitałem, niewiele mogą zdziałać.
Nie jest jednak też tak, że lekcję do odrobienia mają tylko urzędnicy i prawodawcy. Istotne jest też to, by polskie przedsiębiorstwa były w stanie umiejętnie zagospodarować młodych ludzi napływających na rynek pracy, którzy mentalnie potrafią się czasami bardzo różnić od starszych kolegów.
- Dzisiaj zetknięcie pokolenia troszeczkę starszych informatyków z młodzieżą może powodować, że jeżeli niemądrze to zrobimy, to będziemy gubili talenty tych młodych. Mamy na to sposób, bo wszystko to, co robimy dzisiaj z najmłodszym światem, z tymi informatykami, którzy wyrośli tylko w chmurowym myśleniu, robimy tak, że ustawiamy zespoły "obok". Bo wkładanie zespołu nowoczesnego do zastanego gubi nowoczesność - uważa
Adam Góral, prezes Asseco Poland.
Przy wszystkich trudnościach, które się przed nami piętrzą, przekonanie o potencjale Polski w dziedzinie nowych technologii ma solidne podstawy. Ale to wciąż tyko (i aż) potencjał. Mamy szansę odegrania istotnej roli w technologicznym wyścigu, który będzie decydował o przyszłej mapie gospodarczej świata.
- Dzisiaj dostęp do technologii jest tak powszechny, że ogranicza nas tylko nasza kreacja, nasza chęć do definiowania problemów i deficytów, które możemy uzupełnić różnego rodzaju technologiami - podsumowuje Paweł Wyborski.