Polska gospodarka rozpoczęła hamowanie - nieco ostrzejsze niż przewidywali analitycy. Kryzys nam raczej nie grozi, ale najtłustsze lata mamy za sobą. Czy mogliśmy się lepiej przygotować na nieco gorsze czasy?
- Po długim okresie ostrzeżeń przed zbliżającym się spowolnieniem, które przez długi czas nie chciały się sprawdzić (m.in. polski eksport wydawał się niewrażliwy na zwalnianie niemieckiej gospodarki – naszego głównego partnera handlowego), wizję gospodarczego hamowania przyjmowaliśmy bez specjalnych emocji. Ot, zwykły cykl koniunkturalny…
- To, że gospodarka będzie się rozwijać w 2020 r. w tempie 3,5 proc. (tak chce większość prognoz), a nie ponad 5 proc. (jak w 2018 r.), jest oczywiście przykre, ale to wciąż przyrost, o którym kraje strefy euro mogą pomarzyć.
- I chociaż ostatnie miesiące upłynęły pod znakiem rewizji przewidywań wzrostu gospodarczego w dół, praktycznie nigdy w tym kontekście nie padało słowo „kryzys”. Przynajmniej w odniesieniu do Polski. Nikt nie oczekiwał załamania rynków finansowych, trudno byłoby również znaleźć ekonomistę, który przewidywałby recesję. A jednak… W styczniu dzwonki alarmowe jeszcze nie rozbrzmiewały, ale eksperci zmarkotnieli.
- Całość tekstu dostępna w Strefie Premium portalu WNP.PL oraz w Magazynie Gospodarczym Nowy Przemysł.