Szwajcaria. Cichy zaułek na tyłach ruchliwej ulicy. Niepozorny dom o grubych murach, brama z ukrytym domofonem. Jakiś mężczyzna dzwoni i niespiesznie wchodzi do budynku. Po dłuższej chwili ten sam ktoś wychodzi. Do końca dnia mieszkańców tego domu nikt więcej nie odwiedził. Scenariusz kiepskiego filmu szpiegowskiego? Materiał na nudny film?
Bankowość prywatna, Private Banking, Personal Banking, Bank dla wybranych, Rachunki dla bogaczy, Sam na sam z bankiem - to przykłady tytułów z polskiej prasy codziennej. Czyżby nowe terminy lub nowe pomysły na bankowość? Zdecydowanie nie. Już w średniowieczu, kiedy Włosi i Holendrzy uruchamiali pierwsze namiastki banków, inaczej traktowali biednego kupca, a inaczej Księcia Pana, który wiecznie cierpiał na niedosyt pieniędzy i chętnie je pożyczał. Ten pierwszy musiał fatygować się osobiście do kantorka bankiera, temu drugiemu bankier dostarczał pieniądze na zamek. Czy to była bankowość prywatna? Jak najbardziej. I tak jest do dzisiaj. Rynek się rozwija, instrumenty finansowe stają się coraz bardziej wysublimowane, w komunikowaniu się wspiera nas telefonia komórkowa i Internet, ale pierwsza i ostatnia zasada bankowości prywatnej ciągle pozostaje niezmienna - Private Banking to ludzie - ludzie po obu stronach biurka czy kontuaru, ich wzajemny i osobisty kontakt z czasem przechodzący wręcz w zażyłość, wysoki poziom zaufania i pewność celów. A jeśli taki jest punkt wyjścia, to Private Banking można zdefiniować jako oparte na zaufaniu interpersonalne związki, które z założenia powinny trwać przez następne generacje klientów i bankierów.