Znaczących graczy na globalnym rynku mamy niewielu, a tęsknota za polskimi czempionami nie słabnie. Jak osiągnąć cel? Może poprzez konsolidację kilku firm? Niekiedy to jednak droga na skróty. Można pobłądzić.
Wygląda na to, że nie chodzi jedynie o dotacje, ulgi, regulacje czy preferencje, ale o kreowanie pożądanego - z punktu widzenia rządowych planów - kształtu rynku. Stąd tak wiele słychać o repolonizacji (tymczasem: renacjonalizacji) systemu bankowego i większej roli państwowych agend, ale i firm pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa. Stąd już krok do odgórnego kreowania czempionów.
Dla polityków zazwyczaj sprawa jest jasna: połączyć kilka średnich firm w jeden podmiot. Argumenty? Zawsze te same: możliwość stawienia czoła zagranicznej konkurencji i efekt synergii, a więc w domyśle efektywniejsze zarządzanie majątkiem firmy. I chociaż fuzje i przejęcia nie są w biznesie niczym nadzwyczajnym, to w przypadku takich sugerowanych odgórnie i motywowanych politycznie transakcji efekty nie zawsze są oczywiste. Bo często u podłoża leżą ambicje i przekonanie, że duże jest piękne. A to nie zawsze prawda.
W pozostałej części tekstu:
- Jakie były powody najważniejszych konsolidacji w polskiej gospodarce?
- Czy PO i PiS różniły się w podejściu do tego procesu?
- Co nas jeszcze czeka?