Specjalne strefy ekonomiczne, od lat podstawowe narzędzie pozyskiwania inwestycji, jeszcze długo pozostanie użyteczne i z braku skuteczniejszych... bezkonkurencyjne. Tym bardziej że – trzeba przyznać – podlega doskonaleniu.
Polskie SSE, a wraz z nimi gminy otrzymały nowe możliwości działania. Od sierpnia ubiegłego roku nie obowiązuje zapis o „sztywnej” powierzchni stref – określona została tylko górna granica ich powierzchni (8 tys. ha). Płynność granic obłożona jest jednak warunkiem – nowy teren musi być oddany pod inwestycje powyżej 40 mln euro, a zatrudnienie to minimum 500 osób. Dlatego, jak sądzi Wojaczek, (oprócz funkcji w KSSE jest także przewodniczącym Konferencji Stref – ciała zrzeszającego zarządzających polskimi SSE), nadwyżka gruntów zostanie rozchwycona przez strefy planujące pozyskanie dużych inwestorów (Legnicka, Łódzka, Katowicka SSE). Resort gospodarki szacuje, że korektom może ulec nawet do 20 proc. strefowych terenów.