Na początku września wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff powiedział, że należy wstrzymać prywatyzację zakładów energetycznych. Jako powód tej decyzji podał opóźnienie prywatyzacji sektora wytwarzania energii.
Problemy związane z dostawami węgla kamiennego spowodowały, że do dziś nie sprywatyzowano Elektrowni Rybnik. Wiceminister skarbu Jan Buczkowski, który podał się do dymisji 22 sierpnia, zapewniał, że nie będzie się nic załatwiać dla innych sektorów gospodarki kosztem energetyki. Jego dymisja oznacza, że przegrał on z górniczym lobby. Jeśli dystrybucja pozostanie w rękach Skarbu Państwa, to w każdej chwili będzie można na nią wpływać, np. poprzez groźbę wymiany zarządów w poszczególnych zakładach. Pojawią się zapewne dyrektywy typu: nie odłączać hut czy kopalni! Nagminnie nie płacą one za energię, podobnie jak PKP. Kto na tym straci? Sektor energetyczny, a co za tym idzie, również i cała gospodarka. - To beznadziejna droga. Zarówno dla konsumentów, jak i dla całego przemysłu - ocenia sytuację, w której znalazła się energetyka prof. Cezary Józefiak, przewodniczący Rady Centrum im. A. Smitha i członek Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem w dalszym ciągu będzie tak, że wiele przedsiębiorstw sektora energetycznego, nie mających konkurencji, bez większych wysiłków ściągać będzie pieniądze pozwalające na budowę wyłożonych marmurami siedzib. Cieszyć się teraz muszą szefowie monopolisty, jakim są Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Dalszy brak reguł rynkowych spowoduje, że ten moloch będzie się miał jeszcze lepiej. Wystarczy spojrzeć na system opłat kompensacyjnych. - Operatorem środków z kompensowanych opłat pozostaną faktycznie nadal PSE. Zauważam w tym niebezpieczeństwo zwiększenia dominacji strategicznej PSE dla całej energetyki - podkreśla były wiceminister przemysłu i handlu Herbert Leopold Gabryś.