Pacjenci chcą, aby spędzać więcej czasu przy ich łóżkach, tymczasem codziennie z pracy zwalniają się kolejni lekarze i pielęgniarki; Pranie już się zaczęło, a dopiero teraz widzę zawieruszoną skarpetkę...
- Za mało uwagi skierowanej na chorego? To zbyt poważny problem, aby zajmowali się nim tylko lekarze. Problem skarpetek nie do pary? Warto zagadnąć o to perfekcyjną panią domu. Może wie coś, co przeoczyli producenci pralek i pracownicy ich centrów badawczo-rozwojowych - uśmiecha się Więcka. I dodaje: - O pomysły, opinie trzeba poprosić specjalistę od ergonomii, psychologa, informatyka, by nie wspomnieć o dyrektorze finansowym czy szefie HR. Niech każdy z perspektywy swojego stanowiska i zawodu zaproponuje najlepsze rozwiązanie. Najważniejszym uczestnikiem tej dyskusji powinien być oczywiście klient, użytkownik, obywatel.
Przeterminowana reguła
Takie podejście całkowicie kontrastuje ze stanowiskiem
Henry’ego Forda: "Gdybym na początku swojej kariery przedsiębiorcy zapytał się klientów, czego chcą, wszyscy byliby zgodni - chcemy szybszych koni. Więc ich nie pytałem".
- Nieliczenie się z głosem potencjalnego konsumenta? W przypadku zwolenników myślenia projektowego coś takiego w ogóle nie wchodzi w grę. Uznalibyśmy to za przejaw arogancji. Skoncentrowanie się na odbiorcy końcowym to najpewniejsza recepta na sukces - uważa
Michał Grabarz, dyrektor ds. programów transformacyjnych w spółce Infosys Poland.
Nie ma jednak wątpliwości, że - zważając na inne aspekty design thinkingu - Ford zasługuje wręcz na miano prekursora tego kierunku. Powód wydaje się tu oczywisty: był wizjonerem, patrzył na biznes całościowo, skupiał się raczej nie na produktach, lecz na sposobach zaspokajania ludzkich potrzeb.
- Ludzie marzyli, by poruszać się szybciej, a że wskazywali na powozy i konie... Cóż, używali znanych sobie punktów odniesienia - tłumaczy dyrektor Grabarz. - O to chodzi też w myśleniu projektowym: rezygnujemy ze skądinąd cennych ulepszeń na rzecz innowacji przełomowych, czyli zmieniających reguły gry na rynku.
Wywodząca się z Uniwersytetu Stanforda filozofia design thinkingu na świecie znana jest od 15 lat. W Polsce - szerzej - od kilku. Ale nadużyciem byłoby stwierdzenie, że to koncepcja zupełnie nowa. Tak przynajmniej uważa
Michał Gembal, dyrektor marketingu w spółce Arcus.
Elementy myślenia projektowego - argumentuje - są obecne w każdym udanym przedsięwzięciu biznesowym czy technologicznym, choć odpowiedzialni za te inicjatywy specjaliści i menedżerowie rzadko zdają sobie z tego sprawę.
- Wyjście od potrzeb użytkownika, tworzenie razem z nim produktów i usług, szybkie prototypowanie - to istota design thinkingu. Ale czy firmy wdrażające narzędzia informatyczne - do analizy danych, obiegu informacji czy zarządzania procesami - nie postępują według tych samych wytycznych? - pyta dyrektor Gembal.
Za przykład podaje swoje przedsiębiorstwo, które wdrożenia zaczyna zawsze od dogłębnej analizy sytuacji i problemów klienta. Uwzględnia przy tym oczekiwania pracowników, którzy będą zajmowali się obsługą i utrzymaniem systemów. A im bardziej skomplikowana zmiana, tym więcej przedstawicieli zleceniodawcy uczestniczy w pracach nad stworzeniem efektywnego rozwiązania IT.
Idea i praktyka
Produkty zgodnie z założeniami design thinkingu tworzy się w firmach Apple, IKEA, Shimano czy IBM. Entuzjastą tej metody jest m.in.
Hasso Plattner, niemiecki przedsiębiorca, prekursor branży informatycznej, założyciel spółki SAP, międzynarodowego potentata IT, który na myślenie projektowe natknął się w jednej z kalifornijskich agencji kreatywnych.
Przypadł mu do gustu system pracy, który nie tylko ściśle określa kroki postępowania, ale także pozwala przeskakiwać od jednego do drugiego - np. z etapu testowania wrócić szybko do fazy obserwacji. Jeszcze bardziej urzekła go potrzeba ciągłej wizualizacji.
Idee design thinkingu Plattner szybko zaszczepił wśród pracowników SAP, a jedno z flagowych rozwiązań koncernu, system bazodanowy SAP Hana, powstał dzięki tej metodzie.
- Dużą wagę przykładamy do wizualizacji - gdy się wszystko rozrysuje, łatwiej przemyśleć i zrozumieć najistotniejsze aspekty przedsięwzięcia i wywołać u członków zespołu autentyczne zaangażowanie - argumentuje Tomasz Niebylski.
Aby poczuć dynamikę pracy w grupie i przełamać ograniczenia ludzkiej wyobraźni, w wielu firmach urządza się kolorowe, bajecznie oświetlone pomieszczenia, które często bardziej przypominają pokoje zabaw niż laboratoria czy studia projektanckie. Ruchome ściany i łatwe do przesuwania meble pozwalają w minutę wyczarować obszary robocze, dostosowane do aktualnych potrzeb.
- Klasyczna burza mózgów przy flipcharcie to przeżytek. Design thinking przynosi nam narzędzia, które pozwalają wprowadzić nasze mózgi w atmosferę kreatywnego myślenia i eksplorować niezbadane dotychczas pokłady inwencji, a następnie przekształcić je w konkretny plan działania - komentuje
Edyta Gałaszewska-Bogusz, wicedyrektor Accenture Operations.
Prototyp z lego
Choć we współczesnym przemyśle pierwsze skrzypce gra technologia cyf-rowa, etapem prototypowania rządzi "myślenie rękami". Projekty zrodzone w samej tylko głowie są niewiele warte. Dlatego powinniśmy wyłączyć komputer i odejść od biurek, a następnie sięgnąć po piłę, młotek, heblarkę, spocić się, ubrudzić dłonie - twierdzi
Austin Kleon, miłośnik design thinkingu, w książce "Twórcza kradzież. 10 przykazań kreatywności".
Do zrobienia prototypu myszki dla Apple projektanci IDEO użyli kulki od dezodorantu i pokrywki od masła. A inżynierowie z SAP-a często korzystają z kartonów, styropianu, a nawet klocków lego. Pół żartem mówią, że przenieśli się do czasów zajęć plas-tycznych lub lekcji wychowania technicznego.
Czy rzeczywiście to działa?
Spójrzmy, jak z pomocą design thinkingu rozwiązano problem zaniedbywanych pacjentów w amerykańskiej sieci prywatnych szpitali Kaiser Permamente. Opracowano tam system wymiany informacji i dyżurów, nie kierując się, jak to zwykle bywa, intuicją czy przyzwyczajeniami menedżerów placówek. Prowadzono obserwacje, organizowano burze mózgów i testowano zgłaszane pomysły. Innowacja polegała na rezygnacji ze spotkań w pokoju pielęgniarek, na których omawiano stan każdego chorego. Przy ich łóżkach zaczęli pojawiać się medycy z urządzeniami o zaawansowanym oprogramowaniu IT. Dzięki temu skrócił się czas, który spędzali z dala od podopiecznych - średnio z 40 do 12 minut.
A co ze skarpetkami, które zapomnieliśmy dorzucić do prania? Z badań wynika, że ok. 90 proc. Europejczyków przynajmniej raz w życiu znalazło się w takiej sytuacji. Poradził sobie z tym Samsung, wprowadzając niedawno na rynek pralkę AddWash - teraz zawieruszone ubrania można dorzucić bezpośrednio do bębna w dowolnym momencie cyklu prania.
Myślenie projektowe może nie przekonywać co bardziej tradycyjnych przedsiębiorców oraz inżynierów. Innowatorzy jednak wiedzą, iż w tym szaleństwie jest metoda. I głupotą nazywają rozwiązywanie problemów współczesnych ludzi za pomocą starych narzędzi.