Na kolei szykuje się wysyp zamówień na zestawy trakcyjne, wagony, lokomotywy. W perspektywie niecałej dekady pojawi się wielkie zlecenie na ponad setkę pociągów jeżdżących z prędkością 250 km/h. Kto na tym skorzysta?
Przede wszystkim nie wiadomo, czy naszych przewoźników będzie stać na planowane inwestycje. Każde wahnięcie w koniunkturze transportu, utrata kluczowego zlecenia - przekłada się na cięcia w takich planach. A w nowej perspektywie finansowej Unia Europejska ma skromniej dofinansowywać takie zakupy.
Kupować nowe wagony i lokomotyw, czy remontować stare? Tu górę często bierze druga, dwa razy tańsza, opcja. Szczególnie, że w kilku spółkach jest ciągle wiele wagonów bez homologacji, stojących na zarośniętych bocznicach.
Po stronie podaży też są znaki zapytania. Pomimo ponad stuletniej tradycji, krajowy potencjał produkcyjny nie jest duży. Co ważne, wyroby niektórych producentów cierpią na choroby wieku dziecięcego, zarażając przewoźników awariami i stratami. Konkurencja zewnętrzna stała się faktem.
- Rośnie liczba podmiotów zainteresowanych dużymi przetargami na rynku taboru szynowego w Polsce - mówi Józef Michalik, wiceprezes Newag SA. - Dowodem na to jest np. wygrana tureckiej firmy w postępowaniu gminy Olsztyn na dostawę tramwajów, czy zwycięstwo Hyundai Rotem w Warszawie oraz start w tym przetargu takich firm jak Skoda, Alstom, Stadler i CAF.
Czy więc zasadna jest analogia do rynku budownictwa infrastrukturalnego? Na boomie u siebie urosły firmy w Hiszpanii czy we Włoszech, lecz w Polsce ten scenariusz wciąż nie może się jakoś spełnić.