Rzeczywistość ostro weryfikuje krajowy system wspierania energetyki odnawialnej. Pod jego parasolem blisko połowa zielonej energii powstaje w prymitywnej technologii współspalania węgla z drewnem. Mnożą się absurdy i niekonsekwencje.
System polega na tym, że wytwórcy produkujący odnawialną energię mają prawo do uzyskania zbywalnego świadectwa pochodzenia energii, właśnie tzw. zielonego certyfikatu, za każdą jednostkę wyprodukowanej energii. W efekcie wytwórca uzyskuje przychody ze sprzedaży energii i certyfikatów. To ma motywować przedsiębiorców do inwestycji w odnawialne źródła energii. W praktyce jednak system działa... bardzo przeciętnie.
Maciej Stryjecki, od lat zajmujący się energetyką odnawialną prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej, za kryterium oceny przyjmuje to, w jakiej mierze system przyczynił się do powstania nowych mocy w OZE.