Przez to, że złom ma bardzo niski ślad węglowy, umożliwia dużo tańszą produkcję stali. Polskie huty zużywają go mniej więcej 6,5 mln ton rocznie. Problem w tym, że od dwóch miesięcy złomu prawie u nas nie ma.
- Problemy ze złomem wynikają z tego, że importowaliśmy go z Rosji, Ukrainy i Białorusi. Robiła też to Turcja. Turcja jako bardzo duży producent stali, która tylko w ubiegłym roku zwiększyła produkcję o 14 proc, złom absorbuje z wszystkich możliwych kierunków - wyjaśnia Mariusz Jerzy Golecki, wiceminister rozwoju i technologii.
Mocno odczuwają to też we włoskich hutach. Dlatego tamtejszy rząd wprowadził system monitorowania wywozu złomu z kraju.
- Pierwszy pomysł, jaki realizujemy, to rozpoczęcie realnego ograniczania wywozu złomu z Polski. Rozważaliśmy powielenie instrumentu włoskiego. Niestety, on niedużo daje, bo umożliwia monitowanie, ale nie pozwala na zatrzymanie wywozu - dodaje wiceminister.
Bez konkretnych i skoordynowanych działań na poziomie całej Unii Europejskiej walka o złom z Turcją jest z góry skazana na porażkę. Niedawno list z apelem do Komisji Europejskiej w tej sprawie wysłał Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii.
W rozmowie z WNP.pl wiceszef tego resortu tłumaczy także, jak brak stali z Ukrainy, Rosji i Białorusi wpływa na realizację zamówień w Polsce.
- Na początku wojny faktycznie zachwiało to rykiem, bo my z tamtych kierunków importowaliśmy czasem nawet do 80 proc. rud i samej stali. Niektórzy w branży mówili nawet o prawdziwym trzęsieniu ziemi. To było w marcu. Teraz niedobory nie występują, rodzimi producenci deklarują wzrost produkcji i gotowość do dostarczenia wyrobów - mówi Golecki.
Czytaj także: Atak Rosji na Ukrainę wywołał trzęsienie ziemi na rynku stali
W dalszej części rozmowy również o tym, jak polskie huty powinny zareagować na ciągle rosnące zapotrzebowanie na stal w Europie, i na ile rządowe rekompensaty dla branż energochłonnych mogą im w tym pomóc.