Skąd wziąć surowce? Czemu w Europie branża chemiczna może mieć problemy i jak im ewentualnie przeciwdziałać zastanawiali się uczestnicy panelu dyskusyjnego zatytułowanego "Konkurencyjna chemia w Europie" podczas VI Europejskiego Kongresu Gospodarczego. O proste odpowiedzi było jednak trudno, bo też nie jest proste wskazanie, co zrobić, aby chemia w Europie rozwijała się w tempie szybszym niż obecnie.
- Chemia jest najważniejszą z dziedzin życia. 70 proc. jej wyrobów trafia do innych działów gospodarki, 30 proc. bezpośrednio do konsumentów. Chemia jest wszędzie, 2/3 wzrostu w branży chemicznej przypada na Azję. Jednak bez chemii nie da się tworzyć silnej i dobrze rozwijającej się gospodarki - podkreśla Tomasz Zieliński, prezes zarządu Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.
Być może podstawowy problem to kwestia konkurencyjności, a właściwie jej spadek.
Odniósł się do tego przedstawiciel amerykańskiego giganta chemicznego koncernu Dow. Omawiając realia konkurencyjności branży chemicznej w Europie, Christoph Sikora, dyrektor generalny Dow na region Europy Środkowej, wskazał powody, dla których nowe inwestycje skupiają się na regionach świata posiadających przewagę kosztową nad Europą. Zwrócił też uwagę na rozwiązania legislacyjne, które mogłyby odwrócić ten trend i odbudować europejski przemysł.
- Ceny energii i surowców są w Europie znacząco wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Firmy w Europie płacą blisko trzy razy więcej za prąd i cztery razy więcej za gaz, w porównaniu do firm w USA. Ta sytuacja jest w dużej mierze wynikiem wysokich podatków, opłat i dotacji - powiedział Sikora.
- Jako firma chemiczna, jesteśmy bardzo zależni od dostępności surowców i cen energii. Jeżeli chcemy pozostawać konkurencyjni, często musimy decydować się na inwestowanie tam, gdzie mamy lepszy dostęp do surowców lub tańszej energii. Jeśli Unia Europejska nie skupi się na wdrażaniu bardziej konkurencyjnej polityki energetycznej, obawiamy się, że ten trend będzie się nasilać - dodał Sikora.
Problem z konkurencyjnością to w głównej mierze efekt rewolucji łupkowej w USA. Okazało się, że Stany Zjednoczone są obecnie prawdziwą ziemią obiecaną dla firm chemicznych. Wiele koncernów buduje tam nowe instalacje. Wszystko po to, aby mieć dostęp do tańszego i kluczowego surowca, jakim dla branży chemicznej jest gaz ziemny.
Czy gaz łupkowy może zmienić obliczę także europejskiego przemysłu chemicznego? Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że tylko w przypadku pojawienia się faktycznie dużych ilości surowca.
- Dostrzegamy znaczenia gazu. W najbliższych latach rola tego surowca będzie rosła. Duża w tym "zasługa" polityki klimatycznej i ograniczeń związanych z emisjami. Wszystko to zmusza nas do lepszej wydajności i instalowania urządzeń, które najnowsze wymagania będą spełniały - przyznał Piotr Chełmiński, członek zarządu ds. petrochemii PKN Orlen.
Zarazem Chełmiński dodał, że na obecną chwilę Orlen nie widzi u siebie inwestycji opierających się na przerobie gazu zamiast ropy. Aby to uległo zmianie, konieczne jest pojawienie się na rynku dużych ilości relatywnie taniego gazu.
Jednak, jak przyznali dyskutanci, nie oznacza to, że inwestycji nie będzie w ogóle. Kluczem jest, aby były one dobrze dobrane.
- Kluczowa jest ich efektywność. Najważniejsze wyzwanie to powiększenie efektywności całej produkcji. Kiedyś najważniejszy był CAPEX (wydatki inwestycyjne), teraz równie ważny jest OPEX (koszty utrzymania produktu tak, aby był on opłacalny), sytuacja zmienia się bowiem dynamicznie. Gdy popatrzymy, jak wygląda cykl inwestycyjny to mamy 5-7 lat. Jeśli dziś mówimy o inwestycji, to pamiętajmy, że zakończy się ona w 2018-19 - tłumaczył Andreas Golombek, prezes zarządu Air Liquide Global E&C Solutions Poland.
Dariusz Malinowski