Warszawska spółka grupy RWE podniosła ceny energii dla drobnych klientów bez zgody urzędu. Regulator straszy karą idącą w setki milionów.
Ówczesny premier Jarosław Kaczyński na odchodnym skarcił go dymisją. Nowy prezes URE Mariusz Swora zapowiedział, że odkręci to, co - jego zdaniem - zepsuł poprzednik. Zawiesił wykonanie decyzji Szafrańskiego i zakazał spółkom samowolnych podwyżek cen dla odbiorców domowych. Nie wszyscy posłuchali.
- We wtorek minął termin składania wniosków o taryfy dla obrotu energią na 2008 r. Złożyło je 13 spośród 14 spółek - mówi Tomasz Kowalak, dyrektor departamentu taryf w URE.
Kto się wyłamał? RWE Stoen. Nie pytając regulatora o zdanie, spółka poinformowała już klientów z tzw. grupy taryfowej G (obejmującej gospodarstwa domowe) o podwyżce na przyszły rok. Stawki za energię elektryczną mają wzrosnąć do 0,1696 zł/kWh, czyli o 16,6 proc. Regulator zareagował wczoraj komunikatem. Jego zdaniem, warszawska spółka kontrolowana przez niemiecki koncern energetyczny RWE, łamie prawo - czytamy w "PB".
"Przedsiębiorstwo energetyczne, które stosuje ceny i taryfy, nie przestrzegając obowiązku ich przedstawienia prezesowi URE do zatwierdzenia, (...) podlega karze pieniężnej do wysokości 15 proc. przychodu z działalności koncesjonowanej, osiągniętego w poprzednim roku podatkowym" - przypomina URE w komunikacie.
Regulator twierdzi, że już 17 grudnia zażądał od Stoenu wyjaśnień w tej sprawie.
Warszawska spółka jest pewna swego. Powołując się na ekspertyzy prawne, twierdzi, że nie musi pytać urzędu o ceny.
"Cenniki RWE Stoen zostały wydane zgodnie z prawem i zaczną obowiązywać wszystkich klientów 1 stycznia 2008 r. (...) do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy od prezesa URE żadnego wezwania do złożenia wyjaśnień w niniejszej sprawie" - przekonuje spółka.
Spór prawdopodobnie skończy się w sądzie. To nie pierwsza taryfowa wojna między Stoenem a regulatorem. Żadna jednak nie zaszła tak daleko. Gdyby regulator postanowił srogo ukarać krnąbrną spółkę, kara może być trudna do udźwignięcia. Przychody firmy, z których około połowy pochodzi z obrotu energią, sięgają 2 mld zł rocznie. To oznacza, że kara może pójść w setki milionów złotych - napisał "Puls Biznesu".