W abstrakcji oderwanej od biznesu samorząd terytorialny, gminy a od dziesięciu lat również województwa, nie mają żadnych szans rozwoju - powiedział Adam Szejnfeld, poseł Platformy Obywatelskiej, w latach 2007-2009 sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki.
W jakiej formule ta dobra relacja pomiędzy administracją publiczną a przedsiębiorcami ma się realizować? - Najogólniej można powiedzieć, że w Europie i na świecie funkcjonują dwa modele. W ramach obu modeli znajdujemy potęgi gospodarcze - zauważył Adam Szejnfeld. - Pierwszy model to samorząd gospodarczy sensu stricte, łącznie z obowiązkową przynależnością. Drugi to taki, w którym nie ma samorządu gospodarczego w ogóle, biorąc pod uwagę jego pojęcie definicyjne. To oznacza, że kryterium bogactwa państwa nie jest uzależnione od sformalizowanej konstrukcji zorganizowania się społeczeństwa - dodał.
Jego zdaniem kryterium mające decydujący wpływ na bogactwo kraju to kultura. - Można ją modelować, ale na to potrzebne są setki lat. Uważam, że samorząd gospodarczy sensu stricte nie jest wpisany w polską kulturę, tradycję i mentalność. Jeżeli chcielibyśmy go stworzyć nie na zasadzie narzucenia obligatoryjnie, zatem poprzez prawo powszechnie obowiązujące w określonej ustawie, tylko poprzez wyjście naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu, wtedy zajmie to dwieście lat - powiedział Szejnfeld.
- Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcemy samorządu sensu stricte, tzn. takiego o jakim od 20 lat mówią pewne środowiska, ponieważ według nich jest to warunek niezbędny dla rozwoju? Wtedy trzeba by zdecydować się na przymuszenie obywateli. Państwo ma takie prawo, jeśli władza jest przekonana, że dane rozwiązanie byłoby konieczne do osiągnięcia określonego celu. Drugi wariant zakłada, że uznajemy, iż cel jest słuszny, ale nie niezbędny do dobrego rozwoju. W tej sytuacji nie powinno się w demokratycznym państwie społeczeństwa obywatelskiego dokonywać siłowego narzucenia pewnego rozwiązania. W tym wariancie stawiamy na ewolucyjne dochodzenie do pożądanego stanu - tłumaczył.
Poseł szacuje, że w Polsce zrzesza się między 3 a 5 proc. przedsiębiorców. Organizacji zrzeszających jest ok. 3,5 tys. - Oczywiście, tych ważnych i silnych wskazałbym sześć. Niemniej duża liczba organizacji jest dowodem na to, że jesteśmy krajem demokratycznym. Chociaż w porównaniu z innymi krajami Europy widać, iż zrzeszeń jest u nas mniej niż w innych państwach - posumował Adam Szejnfeld.