140 gminom grozi, że będą musiały zwrócić unijne dotacje. Urzędy marszałkowskie zarzucają im naruszenie procedur.
Samorządowcy skarżą się, że skomplikowane procedury potrafią ich zniechęcić do starania się o pieniądze z Unii. Jeżeli poziom dofinansowania jest mniejszy niż 50 proc., wiele gmin w takie projekty w ogóle nie wchodzi, bo procedury są tak kosztowne, że dotacja staje się nieopłacalna. W Polsce jest ponad 200 gmin, które praktycznie w ogóle nie wystąpiły o dotacje, bo uważają, że tak jest bezpieczniej.
Formularze na Litwie czy Słowacji mają po kilkanaście stron. U nas kilkadziesiąt, a nawet więcej. Przy najdrobniejszej poprawce do projektu wójt musi pojawić się osobiście w urzędzie marszałkowskim. Gdyby chciał upoważnić zastępcę, za każdym razem konieczny jest akt notarialny.
Przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP Mariusz Poznański przyznaje, że dochodzą do niego sygnały od samorządowców o problemie z dotacjami. Jego zdaniem urzędy wolą się asekurować, by potem uniknąć oskarżeń i zwrotu dotacji. A to doprowadza do bezwładu i wydłużania procesu decyzyjnego.
Rząd odpiera zarzuty samorządowców. W ministerstwie rozwoju działa specjalny zespół, który prowadzi prace nad upraszczaniem procedur. Samorządy mogą zgłaszać swoje sugestie np. na adres prostefundusze@mrr.gov.pl.
Z kolei Ministerstwo Finansów bada możliwość wprowadzenia rozwiązania, które pozwoliłoby nie obciążać samorządów odpowiedzialnością finansową przy okazji dofinansowywanych projektów – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”.