Polskie firmy ruszają (z niewielką pomocą władz) w świat. Rok 2013 był rokiem polskiego eksportu, a prognozy na najbliższe lata są równie obiecujące – wynika z debaty „Eksport i ekspansja zagraniczna” podczas poniedziałkowego Forum Zmieniamy Polski Przemysł organizowanego przez PTWP.
Chociaż uczestnicy panelu zgadzali się, że wsparcie państwa jest niezbędne, to jednak powinno być ograniczone i to z kilku względów. – Nie jestem przekonany, czy państwo powinno decydować, które branże są najbardziej perspektywiczne i które zasługują na wsparcie przy ekspansji zagranicznej. Często przywołuje się przykład Korei Południowej, która postawiła na wsparcie dla kilku branż – m.in. motoryzacji i elektroniki – i dziś w tych dziedzinach odnosi sukcesy. Ale podając ten przykład obracamy się trochę w sferze mitów, bo zapominamy i nie bierzemy uwagę kosztów tego wsparcia. Rząd kilkakrotnie ratował tam potężnymi zastrzykami finansowymi działające w tych branżach koncerny. Dajmy zatem szanse wszystkim eksporterom, nie preferując żadnej firmy czy branży – apelował Jarosław Bełdowski, wiceprezes Banku Gospodarstwa Krajowego.
O tym, że odgórne wskazywanie perspektywicznych branż bywa złudne mówił także prezes KGHM Herbert Wirth, który wskazywał na eksportowe sukcesy firm z tradycyjnych branż – Famuru i Kopeksu. – Wydawałoby się, że reprezentanci tzw. starych sektorów przemysłu, które nie cieszą się mianem innowacyjnych nie mają zbyt wielkich szans w globalnej konkurencji. A jednak okazuje się, że i tradycyjne branże mają coś do powiedzenia i Polska ma ogromny potencjał tkwiący w tych tradycyjnych sektorach przemysłu. Jest tylko pytanie, jak najlepiej wykorzystać ten potencjał – stwierdził Herbert Wirth. To o tyle istotne pytanie, że polskie firmy są niejako na ekspansję zagraniczną skazane.
– Globalizacja jest wyzwaniem dla polskich firm – przyznawał prezes KGHM, podkreślając, że aby zaistnieć na globalnych rynkach polskie firmy muszą się modernizować i inwestować i zapowiedział, że KGHM przeznaczy na inwestycje ok. 8 mld zł w ciągu najbliższych trzech lat. Apelował również o swoisty patriotyzm gospodarczy – współpracę polskich firm podczas ekspansji na zagranicznych rynkach, to jego zdaniem może sprawić, że za dużym kontraktem dla polskiej firmy, może się pojawić kilka mniejszych dla podwykonawców i kontrahentów.
Kolejnym powodem dla którego ingerencja polityczna powinna być ograniczona są także względy biznesowe. – Jeżeli negocjujemy kontrakt na ściany górnicze, to jest to rozmowa o wielu szczegółach technicznych, danych biznesowych i trudno w tym obszarze oczekiwać, że przedstawiciele administracji mogliby nam w tych negocjacjach pomóc merytorycznie. To zadanie dla biznesu – przekonywał prezes Famuru.
W przypadku mniejszych firm przeszkoda są również pieniądze. – Brakuje nam kompleksowego programu wsparcia finansowego dla eksportu – przyznała Katarzyna Kacperczyk, wiceminister spraw zagranicznych, dodała jednak, że to nie oznacza, ze dzisiaj polscy eksporterzy są zupełnie pozbawieni takiej pomocy. – Wciąż szukamy właściwej formuły takiego finansowania, aby to wsparcie było jak najefektywniejsze – przyznał Jarosław Bełdowski, wiceprezes BGK.
Przypomniał, ze jego bank dokapitalizował ostatnio Korporację Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, także po to by mogła rozwijać swoją działalność. Przestrzegał jednak, by nie oczekiwać po tym wsparciu cudów. – Polska jest krajem OECD, a to nakłada na nas pewne ograniczenia wynikające z tego porozumienia. Nigdy nie będziemy mogli zaoferować naszym firmom takiego wsparcia jak Chiny – mówił Bełdowski.
Na razie, mimo wspomnianego postępu wciąż trudno uznać Polskę za handlową potęgę. Od 2008 r. nie możemy przekroczyć 1 proc. udziału w globalnym eksporcie. To m.in. efekt tego, że polskie firmy po ledwie dwóch dekadach gospodarki rynkowej nie są jeszcze na tyle zasobne kapitałowo, by móc pokusić się na większą ekspansję. Jest kilka dużych firm – jak wspomniany już KGHM - które znakomicie radzą sobie w globalnych warunkach, ale małe i średnie przedsiębiorstwa, chociaż coraz śmielej wkraczają na zagraniczne rynki, zarówno ze swoimi towarami, jak i z inwestycjami wciąż nie zawsze wygrywają konkurencje z zagranicznymi konkurentami. Jedynie nieliczne polskie firmy są dobrze zakorzenione na zagranicznych rynkach. – To także kwestia stałej obecności na zagranicznych rynkach. Np. w argentyńskim górnictwie Kopex funkcjonuje od lat 60. ubiegłego stulecia. Mamy więc już określoną markę, ale nawet mimo to wsparcie ze strony ambasady zawsze się przydaje – podkreślał Józef Wolski, prezes Kopeksu.
Wprawdzie Herbert Wirth podejrzewa, że statystyki nie oddają całej prawdy – polskie firmy są bowiem poddostawcami wielu globalnych koncernów i „polski udział” w sprzedawanych przez nie towarach nie liczy się w tych globalnych statystkach, nie zmienia to jednak faktu, ze potencjał do większego udziału w globalnej wymianie handlowej jest znacznie większy, o polskich apetytach nawet nie wspominając.
Szanse na poprawę pozycji jednak cały czas są. Po pierwsze dlatego, że polscy przedsiębiorcy znakomicie radzili sobie na zagranicznych rynkach także w czasach kryzysu, więc można oczekiwać, że gdy świat wchodzi w okres – lekkiego wprawdzie, ale jednak – ożywienia ekspansja zagraniczna nabierze tempa. Rosną również inwestycje zagraniczne polskich firm – tu w dyskusji wymieniano przede wszystkim inwestycje KGHM w Kanadzie i Chile, kanadyjską transakcje Orlenu, ale również niedawną transakcję Azotów w Senegalu.
Po drugie do krajowych gigantów coraz śmielej dołączają i mniejsze firmy. – Duzi gracze od dłuższego czasu znakomicie radzą sobie na zagranicznych rynkach, jednak to co jest naprawdę fenomenalne to fakt, że w ostatnich latach małe i średnie firmy wychodzą na zagraniczne rynki i nie tylko europejskie, ale także te dalekie, znacznie trudniejsze – mówiła Monika Piątkowska, wiceprezes PAIiIZ. – To nasz największy sukces i właśnie małe i średnie firmy zasługują na największe wsparcie – wtórował jej Jarosław Bełdowski.
Po trzecie wreszcie coraz lepiej działa system rządowej pomocy. – Może nie możemy jeszcze mówić o strategii wspierania eksportu, ale na pewno nie są to już programy pilotażowe – mówiła Katarzyna Kacperczyk, wiceszefowa MSZ. - Różne formy wsparcia dla ekspansji zagranicznej polskich firm powoli łączą się w spójną całość, w program wspierania eksportu. Nad niektórymi elementami, jak model wsparcia finansowego musimy jeszcze popracować, ale – i to jest także zdanie przedsiębiorców – nasza dyplomacja ekonomiczna funkcjonuje coraz sprawniej i skuteczniej -dodała.
Skąd te optymistyczne wnioski? Po pierwsze mimo wciąż formalnego rozdrobnienia spraw wsparcia dla polskich firm za granicą udało się skoordynować działania między różnymi agendami rządowymi – ministerstwami gospodarki i sprawa zagranicznych, PAIiIZ, także kancelariami prezydenta i premiera, co sprawia, ze niemal każda zagraniczna wizyta głowy państwa czy szefa rządu ma swój element gospodarczy.
Ponadto administracja rządowa przestała działać na oślep – a więc niejako narzucać kierunki czy modele ekspansji. – Wzmocniliśmy współpracę z organizacjami samorządu gospodarczego i słuchamy uważnie co przedsiębiorcy mają do powiedzenia. Niemal nieustannie prowadzimy konsultacje, organizujemy spotkania przedstawicieli biznesu z ambasadorami i staramy się dostosować nasze działania do potrzeb i oczekiwań przedsiębiorców – przekonywała wiceminister sprawa zagranicznych.
Przedsiębiorcy doceniają te działania. Prezes Faumuru stwierdził, że dyplomatycznego wsparcia nie można przeceniać, ale nie można go również nie doceniać. – Nie oczekujmy, że wszyscy biznesmeni uczestniczący w rządowej czy prezydenckiej delegacji zdobędą intratne kontrakty. To nieprawda. Każda taka wizyta jest jednak bardzo ważna, bo to po pierwsze dla uczestniczących w niej firm znakomita forma promocji, ponadto daje tym firmom prestiż na danym rynku, a to bardzo ważne – stwierdził Waldemar Łaski.
Wkrótce jednak polskie firmy mogą staną przed nowym wyzwaniem – negocjowanej właśnie umowy o strefie wolnego handlu między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Wprawdzie większość ekspertów uznaje, że będzie ona korzystna i dla a amerykańskich, i dla europejskich, w tym polskich, przedsiębiorstw, wiceminister Kacperczyk przestrzegała jednak, że różne branże mogą różnie odczuć jej skutki. – To będzie np. wyzwanie dla sektora chemicznego, ze względu na różnice w cenach gazu – mówiła wiceszefowa MSZ. Wyraziła jednak nadzieje, że negocjacje tej umowy wpłyną na świadomość decydentów w UE.
– Ta umowa jest wyzwaniem dla wewnętrznej polityki unijnej w kwestii przemysłu i pakietu energetyczno-klimatycznego. Liczę na refleksję. Jeśli nie uporządkujemy tych spraw w Europie, korzyści z tego traktatu nie będą oczywiste – powiedziała wiceminister Kacperczyk. Podkreśliła jednak, że polskie firmy powinny zyskać na TTIP, chociażby poprzez większy udział w globalnych łańcuchach produkcji. Józef Wolski zwracał jednak uwagę na potrzebę akcji informacyjnej. – Na razie wśród przedsiębiorców jest brak wiedzy na temat tego traktatu. Znane są jedynie ogólniki, przydałoby się trochę więcej szczegółów – mówił prezes Kopeksu, dodając, że kierowana przezeń firma ma nadzieję, że dzięki traktatowi uzyska łatwiejszy dostęp do nowoczesnych technologii.
Perspektywy na przyszłość? Raczej optymistyczne. Szczególne nadzieje budzi rynek afrykański. - O ile w przypadku Go China ruszaliśmy na już mocno nasycony rynek, to w Afryce pojawiamy się wcześniej. Ten rynek ma niesamowity potencjał i powinniśmy wykorzystywać tę szansę – mówiła Monika Piątkowska.