Dyskusję o europejskich inwestycjach łatwo sprowadzić do tematu pieniędzy, ale to droga donikąd. Ginie w niej bowiem pytanie o sens tychże inwestycji. Ich celem zaś powinno być z jednej strony wyrównywanie różnic cywilizacyjnych między krajami starej Unii Europejskiej a tymi, które dołączyły do Wspólnoty w XXI wieku, z drugiej natomiast budowanie konkurencyjności całej europejskiej gospodarki, a nie tylko poszczególnych jej krajów.
Wciąż musimy inwestować w infrastrukturę. Tylko skąd na to pieniądze?
- Środki z UE powinny być nadal w dużym stopniu kierowane do infrastruktury, która powinna przestać być w Polsce problemem i barierą wzrostu. W Polsce infrastruktura to siódma bariera wzrostu – zwraca uwagę Jacek Socha z PwC. Podkreśla przy tym, że zapóźnienia dotyczą zarówno infrastruktury w jej klasycznym rozumieniu, jak też infrastruktury cyfrowej.
- Komisja Europejska szacuje, że do roku 2025 trzeba zainwestować w nową infrastrukturę cyfrową ok. 500 mld euro – mówi Socha.
- Infrastruktura jest krytycznym elementem związanym z rozwojem gospodarczym – wtóruje mu Robert Sobków, wiceprezes zarządu ds. finansów w Grupie Lotos. Jego zdaniem po przemianach ustrojowych Polska miała prawo oczekiwać swego rodzaju infrastrukturalnego Planu Marshalla 2.
- Tego planu Marshalla 2 nie było. A przynajmniej nie był on wystarczający w stosunku do potrzeb – ocenia Sobków.
Na duże potrzeby Polski w zakresie infrastruktury zwraca uwagę również Jerzy Kwieciński. Jak mówi, do roku 2033 wartość niezbędnych inwestycji w samym tylko sektorze transportowym szacowana jest na 142 mld euro.
- I tu potrzebujemy Europy. Polska przez co najmniej najbliższe 10 lat to będzie nadal wielki rynek projektów infrastrukturalnych – mówi minister inwestycji i rozwoju. Zastrzega przy tym wyraźnie, że nie ma możliwości, by sfinansować te zadania funduszami grantowymi.
O tym, że czasy dotacji odchodzą do historii, mówią zresztą wszyscy zajmujący się finansowaniem inwestycji.
- Środków europejskich będzie coraz mniej, a my będziemy mieli coraz mniejszy dostęp do nich. Stąd też musimy się uczyć, jak wykorzystywać te środki przez instrumenty zwrotne po to, by budować kapitał na przyszłość – stwierdza Beata Daszyńska-Muzyczka, prezes zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego.
- Wszystkie kraje powinny zmienić proporcje i w większym stopniu wykorzystywać instrumenty zwrotne zamiast dotacji – zgadza się z taką diagnozą Balázs Rákossy, sekretarz stanu ds. funduszy europejskich w Ministerstwie Finansów Węgier.
Skorzystanie z tych mechanizmów może jednak nie być takie łatwe. Vazil Hudák, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego, przypomina, że po kryzysie finansowym z początku dekady banki obawiały się wchodzić w ryzykowne projekty. Reakcją na to było uruchomienie Planu Junckera, którego dotychczasowy bilans to – jak wylicza Hudák – inwestycje na kwotę 350 mld euro.
- Polska jest jednym z najbardziej aktywnych członków tego programu – zaznacza wiceszef EBI.
- Bez stabilnego rynku kapitałowego ciężko będzie w przyszłości znaleźć finansowanie na potrzeby finansowania polskiej gospodarki – sceptycznie patrzy w przyszłość Jacek Socha. Zwraca uwagę, że w tym roku na rynek kapitałowy w Warszawie nie weszła ani jedna spółka i stawia tezę, że w Polsce prywatyzacja się skończyła.
- W Polsce bardzo pobieżnie i bardzo na poziomie politycznym rozmawiamy o tym, na ile w Polsce jesteśmy w unii bankowej, na ile jesteśmy blisko strefy euro – komentuje Socha, ostrzegając zarazem przed konsekwencjami takiej postawy dla rynku kapitałowego.
Konkurencyjna musi być gospodarka całej Unii, nie tylko części jej krajów
Skoro o pieniądze będzie trudniej, to tym dokładniej trzeba planować inwestycje, jakie będziemy chcieli za nie zrealizować. Nie tylko w aspekcie montażu finansowego czy niezbędnych formalności, ale przede wszystkim strategicznych celów, jakim te inwestycje mają służyć.
- Zarówno inwestycje w wymiarze krajowym, jak i europejskim mają być podporządkowane budowie spójności, ale też konkurencyjności gospodarki – wskazuje minister Teresa Czerwińska. Przy czym, jak podkreśla, znaczny stopień spójności został już osiągnięty, a to oznacza, że czas więcej uwagi poświęcić drugiemu z priorytetów, czyli budowaniu konkurencyjności.
- Budowaniu konkurencyjności gospodarki już nie narodowej, polskiej, słowackiej czy węgierskiej, ale konkurencyjności UE – zastrzega minister finansów.
- To bardzo dobre określenie, szczególnie dla naszej części Europy. Bez konkurencyjności Europa nie przetrwa. Jeśli nie będziemy w stanie podnieść swojej konkurencyjności, to będziemy jak muzeum techniki, do którego będą przyjeżdżać turyści zainteresowani historią - ostrzega Vazil Hudák.
Budowanie konkurencyjności całej Wspólnoty w praktyce oznacza "nie" dla Unii dwóch prędkości. Nie brakuje też głosów, że potrzeba zasadniczej zmiany wektora realizowanych na terenie Europy Środkowo-Wschodniej inwestycji infrastrukturalnych, tak aby w mniejszym stopniu orientować ją na oś wschód-zachód, a bardziej na północ-południe. Taka reorientacja, dokonywana w ramach Grupy Wyszehradzkiej czy inicjatywy Trójmorza, miałaby umożliwić większe wykorzystanie potencjału gospodarczego krajów regionu, a zarazem zapewnić im większe bezpieczeństwo.
- Jeśli dziś dostrzegamy zagrożenie na linii wschód-zachód, to naturalną konsekwencją jest rozbudowywanie infrastruktury na osi północ-południe – mówi Robert Sobków z Lotosu. Jak podkreśla, takie inwestycje jak rurociąg Odessa-Brody czy droga Via Carpatią powinny już być dawno zakończone.
- Europa Środkowo-Wschodnia to dziś mnóstwo zdefragmentowanych infrastrukturalnie krajów. Dlatego inwestycje europejskie powinny być dedykowane do poszczególnych państw – mówi prezes Beata Daszyńska-Muzyczka. Jak podkreśla, luka w infrastrukturze w 12 krajach tej części Europy szacowana jest łącznie na 573 mld euro, tymczasem w nowej perspektywie na infrastrukturę mowa jest o 40 mld euro. Zwraca też uwagę na obostrzenia, jakie powstają z myślą o bardziej rozwiniętych gospodarkach, przy czym ich efekty odczuwają wszystkie państwa Wspólnoty.
- Powinniśmy szerzej popatrzeć na siebie jako na gospodarkę europejską. Bo każda z tych gospodarek tworzy gospodarkę UE – apeluje prezes BGK.
- UE opiera się nie tylko na konkurencji i konwergencji, ale też na solidarności. Dziesiątka krajów Europy Środkowo-Wschodniej daje dostęp do swoich rynków, ale solidarność ma zastosowanie w obie strony – zauważa Balázs Rákossy.
Artykuł powstał na podstawie panelu dyskusyjnego "Europejskie inwestycje", który odbył się podczas XI Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.