Szczegóły pomysłu Komisji Europejskiej nie są jeszcze znane, ale wiadomo, że pieniądze pobierane od banków nie będą służyły ratowaniu banków przed upadłością.
Fundusze połączone w europejską sieć miałyby służyć przejęciu "złych" aktywów, aby nie obciążały bilansów banków, zapewnieniu pomocy prawnej albo administracyjnej w przypadku niewypłacalności czy też dofinansowaniu restrukturyzacji. KE nie wyklucza, że z czasem mógłby powstać wspólny fundusz bankowy dla całej Unii.
Jak tłumaczy Bernier, w całym pomyśle chodzi o to, aby to same instytucje finansowe ponosiły odpowiedzialność za nieodpowiedzialne operacje. Dlatego mają zawczasu odłożyć pieniądze na uniknięcie tarapatów albo przeprowadzenie upadłości w sposób najlepiej zabezpieczający interesy osób, które mają w nich swoje oszczędności.
- Jest nie do zaakceptowania, aby podatnicy dalej ponosili ciężar ratowania sektora bankowego. Musimy wdrożyć system, który zagwarantuje, że sektor finansowy weźmie na siebie koszty kryzysów bankowych. Europa musi odgrywać rolę napędową w wypracowaniu wspólnego podejścia i stworzeniu modelu współpracy, który będzie mógł być rozpowszechniony na poziomie światowym - zaznacza Barnier. I dodaje, że to fundusz "prewencyjny", a nie "ratunkowy". Jego zdaniem będzie to rodzaj "opłaty za zanieczyszczanie", jaką ponosi dziś przemysł ciężki.
Nie ustalono jeszcze, czy wysokość opłaty będzie ustalana na podstawie aktywów banku, jego obrotów, czy może zysków. KE obliczyła, że aby fundusze mogły działać skutecznie, powinny stopniowo osiągnąć łącznie 2-4 proc. unijnego PKB.
Banki same wcześniej pogodziły się z koniecznością nowego opodatkowania, licząc na to, że przy okazji zarobią na zarządzaniu funduszami. Analogiczne do propozycji KE prewencyjne fundusze w sektorze bankowym wprowadzono już w niektórych krajach, m.in. w Szwecji (do 2025 r. ma wynieść 2,5 proc. PKB) i Niemczech (do miliarda euro rocznie).
KE przedstawi swoje propozycje funduszu na najbliższym szczycie G20, który odbędzie się 26-27 czerwca w Toronto.