Należy zastanowić się nad zreformowaniem modelu finansowania świadczeń zdrowotnych - stwierdza prezes NFZ Agnieszka Pachciarz w rozmowie z miesięcznikiem Rynek Zdrowia. - Czy np. do końca właściwe jest to, że pracownicy na etacie płacą składki progresywnie, czyli zależnie od wynagrodzenia, a przedsiębiorcy odprowadzają stałe stawki?
- Rzeczywiście, publikując taką analizę, sprowokowaliśmy dyskusję nad tym bardzo ważnym systemowym zagadnieniem. Taka debata jest potrzebna, a tego rodzaju informacje powinny być udostępniane opinii publicznej. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nasz system finansowania świadczeń zdrowotnych został oparty na dwóch filarach - ubezpieczeniowym czy też quasi ubezpieczeniowym, w którym kwota składki jest pochodną naszych wynagrodzeń, oraz budżetowym, z którego opłacane są m.in. procedury wysokospecjalistyczne i świadczenia dla części populacji uprawnionej, ale nieubezpieczonej.
Taki system funkcjonuje bez żadnych istotnych zmian już kilkanaście lat, chociaż zmienia się otoczenie - rynek medyczny i cała gospodarka. Czas zatem dokładnie przyjrzeć się, czy nasze regulacje ustawowe i obciążenia poszczególnych grup nie powinny podlegać modyfikacjom.
Są trzy przesłanki, dla których powinniśmy rozważać różne rozwiązania. Warto m.in. zwrócić uwagę na to, ile przeciętnie płaci osoba odprowadzająca składkę od swoich dochodów, a ile osoba, za którą płaci budżet (m.in. za osoby na urlopach wychowawczych, za bezrobotnych).
Okazuje się, że w 2012 roku średnia wysokość składki ubezpieczonego płacącego z własnego dochodu wyniosła prawie 187,7 zł, a osoby, za którą płaci budżet - 57,7 zł. Dysproporcja trzykrotna. Jak widać, do tej „budżetowej” grupy pozostali dopłacają naprawdę sporo. Oczywiście obowiązuje zasada solidaryzmu. Nikt nie kwestionuje konieczności dofinansowania leczenia m.in. dzieci. Jednak pewnym kryteriom i zasadom warto się przyjrzeć.
Ustawa o świadczeniach zdrowotnych z lipca 2012 roku zakłada np., że jeśli do Polski przyjeżdża dziecko rodziców płacących składki za granicą, jest ono uprawnione do świadczeń w ramach powszechnego ubezpieczenia w naszym kraju, chociaż jego rodzice są ubezpieczeni np. w Wielkiej Brytanii i tam opłacają składki. Skoro więc tak zdecydowaliśmy, to płatnik w Polsce powinien oczekiwać wyższej dotacji. Tym bardziej, że przypadki przyjazdów do Polski wyłącznie na leczenie nie są rzadkie.
Jakie są inne przesłanki rozważenia zmian modelu publicznego finansowania opieki zdrowotnej?
- Kolejna kwestia to dotacja z budżetu państwa obejmująca zdrowotne ubezpieczenie w ramach KRUS. Tu rozbieżność między nakładami budżetowymi wynoszącymi ok. 3 miliardy zł rocznie a wydatkami rzędu 5 miliardów zł, jest zbyt duża. Dotacja i składka zdrowotna w KRUS nie zmienia się od 2010 roku, w poprzednich latach była nawet wyższa, a przecież w tym czasie wiele kosztów poszło w górę. Czyli historycznie rzecz ujmując otrzymujemy mniej niż kilka lat temu.
Wreszcie trzecia przesłanka dotyczy osób pełnoletnich, w pełni sprawnych, a przypisanych do członków rodzin płacących składki. Takich osób mamy ponad 1 milion. System umożliwia więc płacenie za dorosłych i zdolnych do pracy ludzi, których możemy określić jako domownicy. Są jednak kraje, w których osoby - mające niejako do siebie dopisanego owego domownika - płacą nieco wyższą składkę zdrowotną.