Podczas negocjacji kolejnej perspektywy budżetowej należy oczekiwać dążenia do kompromisu ze strony największych krajów UE z Polską, a nie "karania" Polski mniejszym budżetem - uważa ekonomista prof. Stanisław Gomułka.
- Premier Mateusz Morawiecki bierze w piątek udział w nieformalnym szczycie unijnych przywódców w Brukseli.
- Podczas szczytu politycy poruszają m.in. kwestie budżetu UE po 2020 roku oraz zmian w funkcjonowaniu europejskich instytucji.
- Zdaniem prof. Gomułki kwestie, które były podstawą wszczęcia wobec Polski procedury z artykułu 7, mogą być w tych negocjacjach podnoszone.
Prof. Stanisław Gomułka uważa, że na razie nie należy spodziewać się wiązania podczas tych negocjacji kwestii budżetowych i politycznych. Zwraca szczególnie uwagę na stanowisko Niemiec, formułowane przez kanclerz Angelę Merkel, które jest "bardzo ostrożne", a Merkel opowiada się raczej za tym "by nie karać przy okazji negocjacji budżetowych Polski".
- To jest w tradycji Unii Europejskiej, że raczej dąży się do jakiegoś kompromisu - mówi prof. Gomułka. - Oczywiście jest pytanie, czy Polska jest skłonna do jakiegoś kompromisu i jakiego - dodaje.
Jego zdaniem, podczas rozpoczętych w piątek negocjacji największe państwa UE, które dostarczają najwięcej pieniędzy do budżetu, będą na razie "badać" zdolność Polski do kompromisu i starać się przekonać polski rząd do jakiegoś kompromisu.
Prof. Gomułka zaznacza, że jako kompromis ze strony Polski może być odebrane np. stanowisko nowego ministra środowiska Henryka Kowalczyka w sprawie wycinki w Puszczy Białowieskiej. - Nowy minister środowiska powiedział, że Polska zaakceptuje postanowienia Trybunału Sprawiedliwości. To jest z punktu widzenia UE dobry sygnał w stosunku do tego, co było dotąd - mówi.
W opinii profesora "na tym etapie UE nie będzie chciała doprowadzać do zwarcia" i podnosić np. podczas negocjacji budżetowych kwestii wszczęcia przeciw Polsce procedury z art. 7. "Będzie raczej dążyć do wyjaśnienia, że w interesie wszystkich krajów, także Polski, leży kompromis w tej sprawie" - ocenia.
Z jednej strony bowiem, dodaje, kwestia praworządności jest dla UE "fundamentalna", więc w jakiejś perspektywie może w negocjacjach pojawić się możliwość wprowadzenia zależności między przestrzeganiem zasad praworządności, a przyznawaniem środków budżetowych, zgodne z wypowiedziami np. prezydenta Francji Emanuela Macrona. Z drugiej strony liderzy największych państw Unii, np. kanclerz Angela Merkel, dużą wagę przywiązują do tego, jak jest to odbierane przez społeczeństwa takich krajów jak Polska - zaznacza prof. Gomułka.
- Zapewne nie będą też chcieli tworzyć wrażenia, że stosują jakiś dyktat i działają wbrew interesom takich krajów jak Polska". Raczej będą przekonywać, dodaje, że rozwiązanie akceptowalne dla wszystkich jest także w interesie Polski. "Nastawienie tych krajów jest takie, żeby działać w interesie Unii jako wspólnoty - zaznacza.
W opinii prof. Gomułki polski postulat zwiększenia składki UE jest sensowny w obecnej sytuacji, choć oznacza większe obciążenie największych krajów Unii, które są płatnikami netto.
15 listopada 2017 roku europarlament na sesji plenarnej przyjął rezolucję wzywającą rząd Polski do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności i praw podstawowych, zapisanych w traktatach.
Przyjmując dokument, PE udzielił mandatu swej komisji wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych na opracowanie specjalnego sprawozdania dotyczącego Polski. W ten sposób mógłby na sesji plenarnej przyjąć sprawozdanie komisji i tym samym wezwać Radę UE do podjęcia działań przewidzianych w art. 7 Traktatu o UE.
Jednakże w grudniu decyzję o uruchomieniu art. 7 wobec Polski podjęła Komisja Europejska. W związku z tym, że KE uruchomiła art. 7, grupy polityczne PE podjęły w styczniu decyzję, że Parlament wycofa się z własnej procedury praworządności po to, aby nie powielać prac.