Gdy nadchodzą cięższe czasy, każda rozsądna rodzina nie wydaje pieniędzy na prawo i lewo, tylko stara się zredukować wydatki. Rząd robi zupełnie odwrotnie – twierdzi w rozmowie z WNP.PL Jerzy Meysztowicz, przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki i Rozwoju.
- Rząd przypomina działania, jakie podjął w okresie koniunktury, a nie mówi, co zrobi w okresie spowolnienia – twierdzi szef sejmowej komisji gospodarki.
- Zamiast oszczędzać, rząd zwiększa transfery socjalne, a w okresie spowolnienia mogą spaść wpływy podatkowe – przestrzega poseł.
- Jego zdaniem najbardziej niepokojącą perspektywą jest poważne wyhamowanie gospodarki niemieckiej.
Zwołał Pan posiedzenie sejmowej komisji gospodarki, by przedstawiciele rządu poinformowali, w jaki sposób rząd przygotował gospodarkę na nadchodzące spowolnienie gospodarcze. Czy rząd pana uspokoił, że jesteśmy na to gotowi?
- Absolutnie mnie nie uspokoił. Te materiały, które przedstawiciele rządu zaprezentowali na posiedzeniu sejmowej komisji gospodarki, były raczej omówieniem sytuacji, z jaką mieliśmy do czynienia w 2018 roku, natomiast brakowało perspektywy, co może się stać, kiedy to spowolnienie do nas dotrze.
zobacz też: Spowolnienie staje się faktem
Nie wiemy oczywiście, w jakim zakresie nas to spowolnienie dotknie, ale też i rząd nie przedstawił żadnych scenariuszy. Brakowało propozycji działań, które by nas zabezpieczały przed skutkami wyhamowania gospodarki. Przedstawiciele rządu mówili o działaniach, które już zostały wprowadzone w ramach planu Morawieckiego. Ale po pierwsze nie wiemy jeszcze, czy przyniosą one skutek, a po drugie nie wiemy, jakie działania rząd zamierza podjąć w przyszłości.
zobacz też: Spowolnienie gospodarki Niemiec opóźni się? Pojawiły się nowe dane
Martwi nas przede wszystkim to, że chociaż zgadzamy się co do tego, że spowolnienie gospodarcze jest realną perspektywą, to wydaje się, że rząd tego nie docenia. Wolniejszy wzrost PKB ewidentnie będzie miał wpływ na zmniejszenie przychodów podatkowych, przede wszystkim z VAT, tymczasem transfery socjalne, które zwiększają wydatki budżetowe, nie zostały zatrzymane. Wręcz przeciwnie - cały czas zostają proponowane nowe.
Przedstawiciele rządu twierdzą, że impuls konsumpcyjny wynikający z nowych propozycji PiS jest dobrą odpowiedzią na spowolnienie….
- Rzeczywiście, raz to zadziałało. W czasie poprzedniego kryzysu ludzie zaczęli wydawać pieniądze i konsumpcja podtrzymała gospodarkę. Ale tu nie musi być prostej analogii, prostej powtórki. Proszę wziąć pod uwagę chociażby to, że w momencie spowolnienia gospodarczego, osłabienia gospodarki możemy wrócić do sytuacji, kiedy zwiększy się bezrobocie. A przy zwiększającym się bezrobociu ludzie – nie tylko ci, którzy stracili pracę – nie wydają pieniędzy na prawo i lewo. Raczej próbują zaoszczędzić. Każda rodzina próbuje zredukować wydatki, na wypadek gdyby przyszło pół roku szukać następnej pracy, żeby mieć za co przeżyć. I tym się różni rozsądna rodzina od rządu.
Mówi się o kilku czynnikach spowolnienia – wojny handlowe, brexit. Które uważa pan za najpoważniejsze?
- Trzeba pamiętać, że polska gospodarka jest bardzo mocno związana z gospodarką niemiecką. Patrzymy na to, co się tam dzieje i napływające stamtąd dane gospodarcze nie napawają optymizmem. Wyhamowanie gospodarki niemieckiej bardzo szybko i zapewne dotkliwie odczuje wiele polskich firm, dla których nie będzie już nowych zamówień od niemieckich kontrahentów, albo będą one znacznie mniejsze. Musimy myśleć, co w tej sytuacji zrobić, ale jak widać, atmosfera przedwyborcza nie sprzyja racjonalnemu myśleniu.