Polska, Szwecja i W. Brytania - trzy największe gospodarki UE spoza euro, sprzeciwiają się, by zarządzanie gospodarcze ograniczyć do eurolandu. W dyskusji o dyscyplinie budżetowej Polska nie wyklucza zmian traktatu UE - powiedział Mikołaj Dowgielewicz.
"My, trzy największe gospodarki poza strefą euro, zgadzamy się, że przyszłość zarządzania gospodarczego to dyskusja, którą trzeba odbywać w formacie 27 krajów UE. To dyskusja, która dotyczy całej UE. Tworzenie podziałów na kraje strefy euro i poza nią jest nieuzasadnione i niebezpieczne z punktu widzenia politycznego i gospodarczego" - powiedział PAP Dowgielewicz.
Opracowanie ram prawnych dla przyszłego zarządzania gospodarczego, którego potrzebę ujawniły ostatnie kłopoty strefy euro, to jeden z głównych tematów prac specjalnej grupy task force, kierowanej przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya. Grupa, z udziałem ministra finansów Jacka Rostowskiego, po raz drugi zbiera się w poniedziałek wieczorem w Luksemburgu.
Nie jest tajemnicą, że Francja dąży, by zarządzanie gospodarcze ograniczyć do 16 państw strefy euro. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy już teraz na wyrost i niezgodnie z traktatem nazywa spotkania eurogrupy, czyli ministrów finansów państw eurolandu, "Radą strefy euro". Ponadto od dawna domaga się organizowania co miesiąc formalnych spotkań strefy euro na poziomie przywódców. Ostatni kryzys w Grecji jeszcze bardziej wzmógł te francuskie postulaty.
"Polska przekazała Francji swoje stanowisko, a premier Donald Tusk na szczycie w marcu mówił, że nie można dzielić UE na strefę euro i poza, bo nasze gospodarki są powiązane. Francja jest trzecim inwestorem w Polsce. Polska gospodarka i jej dobrobyt są bardzo ważne dla Francji" - powiedział Dowgielewicz. "Tego typu konstrukcje, że zrobimy podział na strefę euro i poza nie ma sensu i nie ma naszej zgody" - podkreślił.
Na razie przeciwne francuskiemu podejściu są także Niemcy. Kanclerz Angela Merkel kilkakrotnie zapewniała, że jest przeciwniczką Europy dwóch prędkości. Źródła w Berlinie tłumaczyły niedawno, że gospodarcza koordynacja powinna odbywać się w gronie "27", bez wykluczenia "tak ważnych i dobrych strukturalnie krajów jak Dania, Szwecja czy Polska". Przecież nie mamy - przekonywały źródła - instytucji tylko dla strefy euro, np. parlamentu eurogrupy. Wybrani w 27 krajach deputowani Parlamentu Europejskiego przyjmują legislację dla całej UE.
Ale Niemcy, przerażone sytuacją wokół Grecji, chcą doprowadzić do solidnego wzmocnienia gospodarczego UE oraz Paktu Stabilności i Wzrostu. Chcą wykorzystać greckie kłopoty, by wymusić na innych krajach członkowskich, takich jak Hiszpania, Portugalia, ale też Francja, dyscyplinę budżetową, a zwłaszcza redukcję deficytów i zadłużenia budżetowego. Polska, jak mówił Rostowski po pierwszym spotkaniu grupy task force, uważa, że reforma finansów publicznych w UE jest "dobra dla Polski".
"Trzeba pilnie polepszyć zarządzanie ekonomiczne. Nie sprzeciwiamy się, by rozmawiać o budżetach narodowych (by lepiej koordynować ogólne wydatki w UE - PAP) i popieramy rozwiązania, które mogą wzmocnić prewencyjne ramię Paktu Stabilności i Wzrostu" - powiedział Dowgielewicz. Zastrzegł jednak, że jeśli chodzi o sankcje, czyli tzw. korekcyjne ramię Paktu Stabilności i Wzrostu, to Polska nalega, by były one stosowane wobec wszystkich 27 państw, w sposób uniwersalny. "Uważamy, że jeśli mają być sankcje, to powinny być o charakterze uniwersalnym. To nie może być np. odbieranie funduszy spójności, bo te są przeznaczone tylko dla kilkunastu (najbiedniejszych - PAP) państw UE. Więc jeśli mowa o sankcjach, to takich, które dotyczą wszystkich" - powiedział.