Rząd Węgier, który na początku czerwca wystraszył rynki porównaniem sytuacji swego kraju do Grecji, zapowiedział posunięcia ratunkowe w sferze gospodarki. W przekonaniu specjalistów ostrzeżenie przed niewypłacalnością Węgier było jednak przesadzone.
Premier zaproponował obniżkę w ciągu najbliższych dwóch lat z 19 do 10 proc. podatku od firm o dochodach poniżej 500 mln forintów (7,27 mln zł). Obecnie stawka taka obowiązuje dla firm o dochodach nie wyższych niż 50 mln forintów (727 tys. zł). Miałaby zostać ponadto wprowadzona 16-procentowa, jednolita stawka podatku od osób fizycznych, a ulgi podatkowe dla osób o najniższych dochodach byłyby zniesione.
Orban zapowiedział też, że rząd chce ograniczyć wydatki w instytucjach rządowych, m.in. poprzez zamrożenie wydatków na samochody służbowe, wyposażenie biur i łączność, oraz przeprowadzić restrukturyzację ministerstw połączoną z oceną ich pracy. Ma to pozwolić na zaoszczędzenie 120 mld forintów (1,7 mld zł), co stanowi 1,3 proc. budżetu planowanego na bieżący rok. W sektorze publicznym, w tym w instytucjach finansowych łącznie z bankiem centralnym, miałoby zostać wprowadzone ograniczenie pensji miesięcznej do 2 mln forintów (29 tys. zł).
Orban zapowiedział również wprowadzenie na trzy lata podatków od banków oraz firm ubezpieczeniowych, co z kolei ma zwiększać dochody budżetu z tego tytułu o 187 mld forintów (2,72 mld zł) rocznie. Obecnie wynoszą one 13 mld ft (0,19 mld zł).
Plan ratunkowy został ogłoszony wkrótce po tym, jak nowy rzad węgierski wywołał na rynkach turbulencje ostrzeżeniami przed powtórzeniem się na Węgrzech greckiego scenariusza. Najpierw wiceszef rządzącego Fideszu Lajos Kosa oznajmił, że Węgry są bliskie bankructwa. Potem rzecznik premiera Peter Szijjarto powiedział, że szanse kraju na uniknięcie greckiego scenariusza są nikłe. Obawy przed spełnieniem się tych prognoz spowodowały spadek kursu euro wobec dolara do poziomu najniższego od czterech lat. Indeks giełdy budapeszteńskiej obniżył się o 3,3 proc., a forint stracił na wartości w stosunku do euro 2 proc., spadając do najniższego poziomu w tym roku.
Rząd szybko wycofał się z tych ostrzeżeń. Minister gospodarki Gyoergy Matolcsy zapewnił, że Węgry nie zwiększą przewidzianego na ten rok deficytu budżetowego, uzgodnionego z międzynarodowymi pożyczkodawcami na 3,8 proc. PKB, choć pod koniec maja osiągnął on już poziom 87 proc. wysokości przewidzianej na cały rok. Wcześniej szef gabinetu premiera Mihaly Varga podkreślił natomiast, że sytuacja jest "pod kontrolą".
Także przedstawiciele Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) pośpieszyli z uspokajającymi sygnałami. Szef MFW Dominique Strauss-Kahn oświadczył, że nie ma powodu do zaniepokojenia sytuacją finansową Węgier, a unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehn odrzucił porównania między katastrofalną sytuacją budżetową Grecji a sytuacją Węgier.
Zdaniem analityków porównywanie Węgier do Grecji nie miało wiele sensu. Dług publiczny Węgier wyniósł w ubiegłym roku 78 proc. PKB, czyli niewiele więcej niż przeciętna w UE i zdecydowanie poniżej poziomu Grecji - 115 proc. Ubiegłoroczny deficyt budżetowy Węgier - 4 proc. PKB, mimo ostrego spadku gospodarczego - był zdecydowanie poniżej unijnej średniej. Kraj pozostaje też dość dobrze zabezpieczony przed zawirowaniami finansowymi, gdyż nie skorzystał jeszcze w pełni z kredytu wysokości 20 mld euro, uzgodnionego z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, UE i Bankiem Światowym w październiku 2008 r.