Wedle „Hipotezy Gai”, ogłoszonej pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku przez brytyjskiego biologa Jamesa Lovelock’a, Ziemia – jako wielki, planetarny organizm – potrafi tak reagować na zmiany zachodzące w jej biosferze, że życie wciąż może i będzie się rozwijać. Ono, jako takie, przetrwa, więc nawet najgłupsze pomysły homo sapiens. Ale czy przetrwa je sam człowiek? To jedno z najważniejszych, a może i najważniejsze pytanie współczesności.
- Co o Zielonym Ładzie mówi się w kuluarach Parlamentu Europejskiego? Że koszty transformacji, jakiekolwiek by były, i tak będą niższe niż koszty jej zaniechania.
- Nawet więc jeśli CBAM wyrówna szanse naszych producentów na unijnym rynku, to może obniżyć ich konkurencyjność na rynkach pozaunijnych. Problem dostrzega sama Komisja Europejska; sprawa jest trudna i rozwojowa - wskazuje nasz rozmówca, doradca w Parlamencie Europejskim Ryszard Pawlik, specjalizujący się w polityce energetycznej, klimatycznej i przemysłowej.
- Nie będzie w Polsce „zielonego" wodoru bez liberalizacji reguły 10H blokującej rozwój energetyki wiatrowej na lądzie i uporządkowania kwestii wydawania zezwoleń na budowę morskich farm wiatrowych.
Ryszard Pawlik: – Może. Zacytuję tu to, co powiedział Jerzy Dudek po pamiętnym finale Ligi Mistrzów: „Gdy przegrywasz do przerwy 3:0, nie możesz wierzyć w cuda, musisz wierzyć w siebie”. Jego słowa idealnie pasują do wyzwań związanych ze zmianami klimatu.
A ową wiarę w siebie rozumiem przede wszystkim jako silną chęć dokonania zmiany i podejmowania konkretnych działań. Bo czekanie na cud nie byłoby ani mądre, ani uczciwe, ani odpowiedzialne.
No to o tej gotowości do dokonania zmiany... Według Agencji Rozwoju Przemysłu, aż 41 proc. Polaków uważa, iż przejście na źródła odnawialne powinno odbyć się jak najszybciej i – uwaga! - godzi się na wysokie koszty transformacji energetycznej. Tylko czy aby na pewno, odpowiadając na pytania ankieterów, oni wszyscy wiedzieli, ile za nią naprawdę zapłacimy… No i za co zapłacimy? Za transformację? Za bezpieczeństwo? Za politykę „jakoś to będzie”?
– Po pierwsze: gdy mówimy o Europejskim Zielonym Ładzie, to przede wszystkim w kontekście redukcji emisji CO2. Ale nie zapominajmy, że jego wprowadzenie wiąże się z dążeniem do osiągania także innych celów. Umożliwi zlikwidowanie smogu, pozwoli w sposób przemyślany i społecznie sprawiedliwy odejść od węgla, jest szansą na rozwinięcie polskich, zielonych, innowacyjnych firm, marek i technologii.
Po drugie: w Polsce za bardzo wiążemy transformację energetyczną jedynie z zagrożeniami i kosztami. One oczywiście są. Ale z drugiej strony mamy do czynienia z procesem, który - umiejętnie zaplanowany i poprowadzony - może nam przynieść wiele przewag.
I po trzecie: gdyby nie było Zielonego Ładu, ani czas, ani kalkulator wydatków też nie zatrzymałby się w magiczny sposób. Nadal "sypałyby się" bloki węglowe, wyczerpywałyby się pokłady węgla.
Musielibyśmy go coraz więcej importować, znaleźć pieniądze na inwestycje w energetyce. Możliwa alternatywa nie jest więc ani jaśniejsza, ani tańsza.
Niemniej analitycy obliczają, że realizacja założeń Zielonego Ładu wymagać będzie uruchomienia w tym dziesięcioleciu zrównoważonych inwestycji o wartości co najmniej 1 biliona euro. Co na ten temat mówi się w kuluarach Parlamentu Europejskiego?
– Że koszty transformacji, jakiekolwiek by były, i tak będą niższe niż koszty jej zaniechania.
Końcowy wynik tego „ekorachunku” niekoniecznie musi jednak wyjść ze znakiem „plus”. W Polsce samochód elektryczny zostawia większy ślad węglowy niż ten o napędzie spalinowym, bo węgiel wciąż ma siedemdziesięcioprocentowy udział w naszym miksie energetycznym.