W przypadku małych i średnich firm często spotykamy się z takim modelem, że firmy powstałe ponad 20 lat temu doskonale odnalazły się w pierwszym okresie transformacji gospodarki, znalazły swoje nisze i wierzą, że ich obecna dobra sytuacja jeszcze długo się utrzyma. I - w konsekwencji ich skłonność do ryzyka inwestycyjnego jest niewielka. Moim zdaniem takie podejście jest błędne. Znakiem naszych czasów jest "zakłócenie". To oznacza, że konkurencja może się pojawić z kompletnie niespodziewanej strony - mówi Dominika Bettman, prezeska Siemensa w Polsce.
Jeszcze inny aspekt stanowi nawiązywanie współpracy z polskimi firmami, które - dzięki rozległym kontaktom biznesowym Siemensa na świecie - mają szanse na udział w przedsięwzięciach biznesowych poza Polską - dzięki nam mogą uczestniczyć w projektach u zagranicznych klientów (na przykład w sektorze energetycznym).
Powiedziała pani o możliwościach rozwoju grupy w Polsce we wszystkich sektorach, w których działa Siemens - a w tym w energetyce. Na czym w przypadku energetyki oparte jest państwa przekonanie o możliwości rozwoju biznesu w Polsce?
- Projekt polityki energetycznej Polski do 2040 r. zakłada stopniową zmianę miksu energetycznego w kierunku niskoemisyjnym w sposób, na który - jako dostawca technologii - jesteśmy przygotowani. Wspomniane strategiczne założenia zakładają rozwój energetyki gazowej, w tym kogeneracji, a także źródeł odnawialnych, a w tym energetyki wiatrowej i we wszystkich tych obszarach dysponujemy technologiami wytwarzania energii.
Sądzi pani, że lądowa energetyka wiatrowa zyska u nas szanse rozwoju?
- Mam wrażenie, że stopniowo będzie wracać na polski rynek. Najpierw ten sektor dynamicznie się rozwijał. Potem tendencja się odwróciła, a teraz ponownie lądowa energetyka wiatrowa wraca do łask… Myślę, że otwierają się drzwi, przynajmniej do powrotu do rozmów branży z władzami na temat dalszego rozwoju tego obszaru. To ma znaczenie chociażby ze względu na unijne zobowiązania w kwestii rozwoju OZE.
Wprawdzie dużo mówi się o rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Polsce, ale trzeba szczerze powiedzieć, że to melodia przyszłości. Moim zdaniem można się spodziewać, że inwestycje w tym sektorze - rozumiane jako budowa farm wiatrowych - zaczną się najwcześniej w latach 2023-25. A możliwe, że i później, bo to skomplikowane i wielkie projekty, a takie rzadko udaje się realizować w zaplanowanym czasie.
Uruchomienie programu morskiej energetyki wiatrowej niewątpliwie byłoby impulsem rozwojowym dla polskiego przemysłu - to szansa gospodarcza. A w czym widzi pani największy, ale dotychczas niewykorzystany lub wykorzystany w zbyt małym stopniu potencjał wzrostu polskiej gospodarki i jak go uruchomić?
- Dużym zagrożeniem dla tempa rozwoju naszej gospodarki jest m.in. zmniejszająca się dostępność pracowników. W marcowym badaniu Work Service 55 proc. firm zadeklarowało, że - z powodu braków kadrowych - ogranicza inwestycje lub nie zawiera nowych kontraktów. Co gorsza, ten odsetek dynamicznie rośnie. Jednocześnie nadal niewystarczające jest wykorzystanie na rynku pracy kobiet, milenialsów, osób powyżej 55. roku życia czy osób napływowych. To grupy z ogromnym potencjałem, a szersze uwzględnienie ich w procesach rekrutacji pomoże wyjść ze stagnacji gospodarczej.
Co ponadto?
- Innym elementem, w którym widać olbrzymi potencjał wzrostu dla naszego kraju, jest wykorzystanie nowych technologii. Przez lata byliśmy atrakcyjni dla inwestorów zagranicznych ze względu na niskie koszty pracy. Ale ten etap się powoli kończy; trzeba myśleć długofalowo, szukać nowych przewag konkurencyjnych na zglobalizowanym rynku. Trwa czwarta rewolucja przemysłowa (cyfryzacja biznesu), dzięki której rośnie konkurencyjność młodych i niewielkich przedsiębiorstw. Koszt założenia firmy w obszarze nowych technologii spadł z 5 mln dolarów w 2000 r. do 5 tys. dolarów (!) w 2011 r. Ten obniżony próg wejścia w biznes to olbrzymia szansa na pojawienie się na międzynarodowej arenie dla spółek z krajów takich jak Polska, które dopiero niedawno zasiliły grupę gospodarek rozwiniętych.
Mówiąc o strategii Siemensa w Polsce, wskazała pani m.in. na nawiązywanie współpracy z polskimi firmami. Czy współpraca polskich firm z liderami biznesu to pani zdaniem także szanse na pobudzanie naszego rozwoju gospodarczego?
- Oczywiście. I sądzę, że do kategorii nie w pełni wykorzystywanych potencjałów wzrostu gospodarczego Polski należy korzystanie przez nasze przedsiębiorstwa z doświadczeń międzynarodowych firm technologicznych, a konkretnie ich relatywnie mały udział w łańcuchu dostaw globalnych koncernów. Rzecz w tym, że krajowe podmioty zdobywają wiedzę technologiczną przy firmach międzynarodowych - i to się najlepiej dzieje przy realizacji wspólnych projektów. Nie ma tu lepszej drogi niż „learning by doing”.
Niestety transfer technologii napotyka na barierę braku wysoko kwalifikowanych kadr w polskich firmach. Nadal dość słabe jest u nas połączenie specjalności na uczelniach technicznych z faktycznym zapotrzebowaniem przemysłu. Rozwiązanie tego problemu jest pracą na długie lata. Przykładowo w Polsce dopiero zaczęło się tzw. kształcenie dualne, czyli łączenie praktyki z nauką od pierwszych lat studiów; w wielu krajach zachodnich to już norma.
Idealnie nie jest, ale które z podjętych przez polski rząd inicjatyw na rzecz rozwoju Przemysłu 4.0 uważa pani za korzystne i jakie zmiany chętnie by pani widziała?
- Wysoko oceniam zaangażowanie rządu w promowanie Industry 4.0. Aktualna administracja poświęca temu obszarowi dużo uwagi. Przeprowadzono dokładną analizę obecnej sytuacji i z wykorzystaniem pozyskanych informacji stworzono dedykowaną strategię oraz podjęto stosowne działania. Przede wszystkim powołano Fundację Platformy Przemysłu Przyszłości, która ma się stać motorem napędowym rozwoju Przemysłu 4.0 w Polsce.
Ciekawym pomysłem są też Centra Kompetencji Przemysłu 4.0 czy Inkubatory Liderów Przemysłu 4.0. Projekty te są tym bardziej istotne, że mocno angażują środowisko akademickie. Na pewno bardzo cenne jest też wsparcie modernizacji szkolnictwa zawodowego i branżowego - postawienie na nowe w Polsce formy kształcenia, czyli wspominane już tzw. studia dualne. Zachęty podatkowe czy przejrzystość regulacji prawnych na pewno dodatkowo zachęciłyby do inwestowania, co wynika też z badań Siemensa wśród polskich przedsiębiorców.
Jeśli chodzi o inwestycje w badania i rozwój czy nowe technologie, to czy polski przemysł napotyka na barierę braku kapitału?
- W Polsce firmy ciągle bardziej oszczędzają niż inwestują, co widać po danych dotyczących depozytów firm w bankach. Sądzę, że biznes bardziej się boi inwestować w rozwój (albo nie chce tego robić) niż brakuje mu środków.
W przypadku małych i średnich firm często spotykamy się z takim modelem, że firmy powstałe ponad 20 lat temu doskonale odnalazły się w pierwszym okresie transformacji gospodarki, znalazły swoje nisze i wierzą, że ich obecna dobra sytuacja jeszcze długo się utrzyma. I - w konsekwencji - ich skłonność do ryzyka inwestycyjnego jest niewielka. Moim zdaniem takie podejście jest błędne.
Dlaczego?
- Znakiem naszych czasów jest „zakłócenie”. To oznacza, że konkurencja może się pojawić z kompletnie niespodziewanej strony. Czy wtedy firma x czy y, która zaniechała prowadzenia biznesu w sposób innowacyjny, będzie mogła stanąć z sukcesem do rywalizacji? Czy znajdzie lidera, który będzie ją w stanie przez taką zmianę przeprowadzić? Sądzę, że firmy mają świadomość tych zagrożeń, bo wiele z nich zwraca się do nas z ofertą współpracy; celem jest wejście w globalny łańcuch dostaw i skorzystanie na transferze technologii.