Od początku maja znacząco wzrosła liczba wniosków ze strony europejskich importerów o dostawy gazu z Rosji. Jednak na razie rosyjski gigant nie spieszy się ze zwiększeniem dostaw.
- Europejscy klienci chcieliby większych ilości gazu z Rosji.
- Istnieje ryzyko wstrzymania dostaw surowca do kolejnych krajów.
- Europejskie magazyny gazu są w znacznej części puste.
Miniony okres grzewczy był wyjątkowy. Ceny gazu osiągnęły rekordowy poziom, a dodatkowo surowca nie było tyle, ile życzyli sobie klienci. Nic więc dziwnego, że popyt na gaz jest obecnie duży, zdaniem specjalistów większy niż zwykle o tej porze.
Niskie ceny i pustki
Ruch w gazowym interesie spowodowany jest kilkoma czynnikami. Pierwszym jest spadek cen gazu. Większość kontraktów jest powiązana z indeksem rynku dnia następnego – jego wartość w kwietniu była na rekordowym poziomie około 1400 dolarów za tys. m3, a w maju spadła do 1100 dolarów.
Czytaj też: Niemcy napełniają porzucony przez Gazprom gigantyczny magazyn gazu
Nic więc dziwnego, że w kwietniu, podobnie jak np. w styczniu, klienci Gazpromu minimalizowali pobory gazu w ramach kontraktów z dostawcami zewnętrznymi, próbując znaleźć tańszą alternatywę na rynku spotowym. Obecnie ceny kontraktowe zbliżyły się co cen w dostawach spotowych więc rośnie zainteresowanie dodatkowymi zakupami od Gazpromu.
Drugim czynnikiem jest konieczność napełniania podziemnych magazynów gazu po zakończonym sezonie grzewczym. W tej chwili europejska średnia wypełnienia podziemnych magazynów surowca wynosi zaledwie 34,95 proc. (dane za Gas Storage). Dla porównania polskie magazyny gazu są wypełnione w 81,43 proc. (najwyższy stopień wypełnienia spośród liczących się europejskich konsumentów gazu).
Warto podkreślić, że obecny poziom zapasów w podziemnych magazynach gazu w Europie jest poniżej średniej pięcioletniej o 5,5 punktu procentowego.
Analitycy są zgodni, że po ubiegłorocznych doświadczeniach, wszyscy europejscy odbiorcy rosyjskiego gazu będą chcieli jak najszybciej uzupełnić zapasy.
Gazprom jest mało wiarygodny
Odbiorcy rosyjskiego gazu obawiają się dwóch scenariuszy. Pierwszym jest ten sam, jaki miał miejsce w ubiegłym roku. To minimalna zawarta w kontraktach podaż gazu ze strony Rosjan.
Wcześniej Gazprom dostarczał surowiec zgodnie z kontraktami, a dodatkowo część gazu sprzedawał na rynku spotowym. Jednak w 2021 roku miała miejsce inna sytuacja. Gazprom owszem dostarczał surowiec zgodnie z kontraktami, ale niechętny był dołożeniu większych ilości w dostawach natychmiastowych. Powodowało to permanentne braki surowca i wzrost jego ceny. Efektem było najgorsze w historii (o kilkanaście punktów procentowe) wypełnienie magazynów gazu przed sezonem grzewczym. Już w maju sytuacja była nerwowa, a potem kryzys cenowy się tylko pogłębiał.
Drugi scenariusz to brak gazu na rynku. Po tym jak Rosja napadła na Ukrainę, na Moskwę zostało nałożonych szereg sankcji. Ale Kreml nie pozostawił ich bez odpowiedzi. Zażądał od nabywców rosyjskiego surowca płatności w rublach. Jednak większość wykluczyła taką możliwość.
W efekcie tego Moskwa zrobiła z Polski i Bułgarii przykład, czym to grozi. Gazprom bez podania przyczyn wstrzymał dostawy surowca do naszego kraju i Bułgarii.
Teraz istnieją obawy, że ten scenariusz może dotknąć także innych europejskich odbiorców błękitnego paliwa.
Wciąż są przesyłowe rezerwy
Stąd też rynek pilnie obserwuje kluczowe informacje, dotyczące przesyłu rosyjskiego gazu. Kluczowe są zwłaszcza dane z tranzytu przez Ukrainę. Dotychczas bowiem Rosjanie to właśnie tam przykręcali i odkręcali kurek, by manipulować rynkiem. Dostawy gazociągiem Nord Stream do Niemiec szły bez żadnych zawirowań.
Według danych gazowego operatora Ukrainy - GTS - nominacja do przetłaczania gazu z Federacji Rosyjskiej do Europy na dzień 6 maja wyniosła 98,7 mln m3, dzień wcześniej było to tyle samo. Oznacza to, że Rosjanie, mimo zapytań ze strony europejskich odbiorców, nie wykorzystują w całości zakontraktowanych na Ukrainie zdolności przesyłowych tamtejszego systemu.
Zgodnie z umową dzienny przesył może wynieść do 109 mln m3 na dobę. Powyżej tej kwoty Gazprom musiałby dopłacić.
Europejczycy chcą także napełniać szybciej magazyny z jednego powodu. Od tego roku Europa wprowadziła ścisłą regulację wykorzystania zapasów z podziemnych magazynów gazu. Do początku sezonu poboru gazu w 2022 r. rezerwy surowca powinny wynosić co najmniej 80 proc. pojemności magazynów, w kolejnych latach – 90 proc.
Może być to trudne do spełnienia, zwłaszcza że już w maju mają być realizowane kolejne płatności za rosyjski gaz. Rosja chce ich w rublach, co oznacza jednostronną zmianę warunków kontraktu. Jeśli kraje Unii Europejskiej tego nie zrobią, Moskwa, podobnie jak Polsce i Bułgarii, może im zupełnie wyłączyć dostawy gazu.