- Trzeba pozwolić działać. Żaden sukces nie wziął się z przeregulowania prawa – ocenia sytuacje w poszukiwaniu gazu łupkowego Piotr Truszkowski, prezes zarządu, Exalo Drilling, należącej do PGNiG firmy poszukiwawczej.
- Na razie skala poszukiwań jest zbyt mała – przyznaje prezes Truszkowski. Jego zdaniem, aby osiągnąć prawidłowe tempo prac w naszym kraju potrzeba wykonywać 180-240 odwiertów w skali roku.
Jednak z tym może być problem. Największy to kwestia sprzętu do wierceń. Exalo Drilling posiada tylko kilkadziesiąt wiertnic. A nie wszystkie nadają się do prac związanych z poszukiwaniami gazu łupkowego. W ogóle liczby dobrze ilustrują problem ilości sporzętu.
W Stanach Zjednoczonych, które są prekursorem poszukiwań i wydobycia gazu łupkowego pracuje około 1700 wiertni lądowych. Tymczasem w całej Unii Europejskiej około osiemdziesięciu.
To oznacza, że tempo poszukiwań gazu łupkowego w Europie i w Polsce jest zbyt niskie. Co więcej nic nie zapowiada poprawy. A przecież aby zbadać obszar jednej koncesji pod względem możliwych złóż gazu łupkowego według specjalistów trzeba przeprowadzić ponad dziesięć odwiertów.
Nic wiec dziwnego, że skala przeprowadzony badań jest tak stosunkowo jeszcze skromna.
Oprócz kwestii sprzętowej dochodzi jeszcze sprawa pozwoleń. Aby wejść na obszar koncesji z wiertnią potrzeba około 30 pozwoleń. W praktyce znacząco to wydłuża całą procedurę.
Gaz łupkowy to szansa na uniezależnienie się Unii Europejskiej od dostaw surowca choćby z Rosji. Problem w tym, że wciąż brakuje badań. Nic wiec dziwnego, że przy tak małych danych zasoby polskiego gazu łupkowego szacowane są według pesymistów na kilkaset miliardów m3. Optymiści mówią nawet o bilionach metrów sześciennych.