Turcja bada trzy opcje dostaw turkmeńskiego gazu. Jednak chodzi o coś więcej. Gaz z tej republiki mógłby stać się doskonałą alternatywą dla Europy wobec nierzetelnego dostawcy, jakim jest Rosja. Jednak droga do tego nie jest prosta, a i Moskwie nie podobają się te plany.
- Turkmenistan ma czwarte co do wielkości zasoby gazu na świecie.
- Pierwsze rozstrzygnięcia co do nowego gazociągu mogą zapaść jeszcze w tym roku.
- W przyszłości szlak dostaw przez Turcję uniezależniłby UE od działań Rosji.
Turkmenistan to jedna z republik powstałych po rozpadzie ZSRR. Pod względem zasobów naturalnych jedna z najbogatszych. BP Statistical Review of World Energy za 2020 rok wskazują, że Turkmenistan posiada potwierdzone zasoby 600 milionów baryłek ropy naftowej. Jednak to gaz ziemny, którego rezerwy szacowane są na 19,5 bln m3 stanowi o bogactwie jak i znaczeniu kraju.
W czołowej piątce
Tak duże zasoby gazowe Turkmenistanu - większe mają tylko Rosja, Iran i Katar - powodują, że kraj ten mógłby być na długie lata centrum zaopatrzenia w surowiec dla Europy.
Jednak nie jest to takie łatwe. Bo choć Turkmenistan leży nad morzem, to jest to Morze Kaspijskie. A więc nie mające bezpośredniego połączenia z innymi akwenami. To powoduje, że eksport gazu z Turkmenistanu nastręcza kłopotów.
Czytaj też: Rosjanie nie ustąpili. Nord Stream przestanie tłoczyć gaz do Europy
Idealnym rozwiązaniem byłby gazociąg z Turkmenistanu, przez Iran i dalej Turcję. Jednak ze względów politycznych może to nie być łatwe. Inna potencjalną drogą jest gazociąg przez Morze Kaspijskiej do Azerbejdżanu i dalej przez Kaukaz do Turcji.
Wiceprezydent Turcji Fuat Oktay poinformował, że opracowywane są trzy opcje dostaw turkmeńskiego gazu ziemnego do Turcji, prace przygotowawcze w tym kierunku dobiegają końca.
Ta która jest brana w pierwszym rzędzie pod uwagę to wykorzystanie linii TANAP. W skrócie koncepcja ta polegałaby na budowie wzdłuż już istniejącego gazociągu nowych nitek. Oprócz niej badane są także mieszane połączenia z udziałem LNG.
Zaletą pierwszego rozwiązania jest już praktycznie wytyczona trasa, względnie łatwe negocjacje pomiędzy zainteresowanymi krajami, w końcu całkowite ominięcie udziału Rosji.
Choć na razie nie podaje się szczegółów dotyczących zdolności przesyłowych ewentualnego połączenia, to w grę mogłyby wchodzi dwie nitki o łącznej przepustowości 50-60 mld m3 gazu rocznie - czyli tyle ile Nord Stream (na początku miałaby powstać jedna).
Wielu zainteresowanych
Choć na razie piłeczka pozostaje po stronie Turcji, to już teraz możliwość budowy połączenia wydaje się ze wszech miar atrakcyjna. Po pierwsze podłączone zostałyby ogromne zasoby gaz, po drugie nastąpiłaby dywersyfikacja źródeł.
Eksperci zauważają, że nawet jeśliby gazociąg miałby mniejsza przepustowość, to i tak korzystnie wpłynęłoby to na europejski rynek gazu. Po prostu zwiększyłaby się różnorodność gazu, a europejski rynek tego surowca nie byłby tak bardzo jak obecnie podatny na rosyjski szantaż gazowy.
Jak na budowę nowego gazociągu zapatrują się potencjalni interesariusze? Bardzo pozytywnie o planach inwestycji mówi Serdar Berdimuhamedow, prezydent Turkmenistanu, wskazujący na potencjalne jej ponad regionalne znaczenie. Zielone światło dla tych planów dała już Ankara.
Zainteresowane gazem ze Środkowej Azji byłyby liczne kraje europejskie, zwłaszcza południa kontynentu.
A co z Rosją?
Ewentualna budowa gazociągu najbardziej zabo0lałaby Rosję. Oficjalnie Moskwa nie komentuje tych planów, mimo że bezpośrednio uderzałyby w jej interesy. Jednak należy się spodziewać, że argumentacja byłaby podobna jak w przypadku TANAP. Wysokie koszty projektu i techniczne zaawansowanie.
Na koniec analitycy zauważają jeszcze jedną kwestię. Z Turcja sąsiaduje Iran, który ma drugie co do wielkości zasoby gazu na świecie. Jeśliby doszło do normalizacji stosunków między Teheranem i państwami zachodnimi, wówczas tą samą trasą przez Turcje co Turkmeński gaz do Europy mógłby podążyć i irański.
Zobacz naszą najnowszą "Moc opinii" o węglu, górnictwie i kryzysie energetycznym