Czy kumak nizinny, padalec albo ślepowron zablokują rozbudowę dwóch kopalń należących do Jastrzębskiej Spółki Węglowej? Mieszkańcy Pielgrzymowic chcą, aby na terenie ich wsi powstał tzw. zespół przyrodniczo-krajoznawczy. Ochrona przyrody znacznie ograniczyłoby możliwości fedrowania węgla.
Ale mieszkańcy nie złożyli broni. Wymyślili nowy sposób, który zaczęto potocznie nazywać "na Rospudę". Chcą, aby na terenie ich wsi powstał tzw. zespół przyrodniczo-krajobrazowy. Przekonują, że Pielgrzymowice są wyjątkowe: to tu zachowała się jedyna na Śląsku naturalna wlewnia potoków do okolicznych stawów, występują niemal wszystkie gatunki żab chronionych, są zaskrońce, padalce i wyjątkowe ptaki. Do Pielgrzymowic przylatuje czapla biała, są ślepowrony i kumaki nizinne. Przez sołectwo biegnie korytarz ekologiczny łączący Beskid Śląski i Wyżyną Śląską. - Tego nie da się w żaden sposób połączyć z eksploatacją górniczą. Gdy zaczną tu fedrować kopalnie, wszystko zniknie - mówi "Gazecie" Agata Tucka-Marek z komitetu obrony Pielgrzymowic.
Uznanie wyjątkowych walorów przyrodniczych wsi formalnie nie wstrzyma przygotowań do rozbudowy kopalń, ale w rzeczywistości może je bardzo utrudnić. Gdy w Pielgrzymowicach powstanie zespół przyrodniczo-krajoznawczy, zmiana miejscowego planu zagospodarowania gminy nie będzie już taka prosta. - Nie mamy innego wyjścia, bo przedstawiciele spółki nie kryją, że liczy się dla nich ekonomia, a nie ekologia. Nie przejmują się, że za chwilę nasze domy zostaną zniszczone przez szkody górnicze, a my będziemy musieli włóczyć się po sądach, żeby wywalczyć odszkodowanie - mówi Tucka-Marek.
Jastrzębska Spółka Węglowa uspokaja, że ludzie nie mają się czego obawiać. Obecne technologie wydobywania węgla pozwalają znacznie zminimalizować szkody górnicze. - Mieszkańcy mają prawo niepokoić się o swoją przyszłość, ale nie powinni blokować inwestycji decydującej o przyszłości firmy zatrudniającej 22 700 osób. Bez inwestowania w nowe złoża za kilkanaście lat spółka będzie musiała drastycznie ograniczyć wydobycie, a to oznacza likwidację tysięcy miejsc pracy, których nikt inny nie potrafi w tym rejonie stworzyć - tłumaczy "Gazecie" Jarosław Zagórowski, prezes JSW.