Po blisko dwóch tygodniach prowadzonej ponad 400 metrów pod ziemią akcji ratownicy zakończyli działania w rejonie pożaru, odkrytego na początku maja w wyrobiskach Zakładu Górniczego Piekary.
W toku akcji ratowniczej zagrożony obszar, gdzie przekroczone były dopuszczalne stężenia gazów, został odizolowany od pozostałej części kopalni. Eksperci uznali, że pożar nie zagraża górnikom pracującym w innych rejonach zakładu.
"W czynnych wyrobiskach górniczych skład atmosfery kopalnianej jest prawidłowy, nie stwierdzono przekroczeń dopuszczalnych stężeń gazów" - powiedziała w środę PAP rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego Edyta Tomaszewska.
Żeby odciąć dopływ powietrza do rejonu pożaru, ratownicy musieli postawić i uszczelnić trzy tamy izolacyjne o konstrukcji przeciwwybuchowej. Za tamy wtłoczono dziesiątki tysięcy metrów sześciennych azotu, który, zmieniając skład atmosfery w chodniku, wpływa na stopniowe wygasanie pożaru. Powinien on całkowicie wygasnąć za kilkanaście tygodni.
Z powodu pożaru Zakład Górniczy Piekary w pierwszym okresie musiał ograniczyć wydobycie węgla prawie o połowę, z 9,5 tys. do ponad 5 tys. ton na dobę. Teraz jest to ok. 6,5 tys., a średnio w ciągu całego roku dobowe wydobycie wyniesie ok. 8,1 tys. ton. Zmniejszy się też ilość nowych wyrobisk, które będą w tym roku wydrążone.
"Pożar wyłączył z ruchu dwie z pięciu ścian wydobywczych. Eksploatacja jednej z nich była już na ukończeniu, natomiast utrata drugiej jest dla kopalni dotkliwa. Straty zniweluje uruchomienie w tym rejonie wyrobiska zastępczego, co jednak zajmie około trzech miesięcy" - powiedział PAP rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej.
Tzw. pożary endogeniczne to naturalne i dość częste zagrożenie w górnictwie. Zwykle przejawiają się nie ogniem, a wzrostem temperatury, wydzielaniem się gazów i możliwym zadymieniem wyrobiska.