Polska siedzi na ogromnych złożach węgla brunatnego, ale mieszkańcy protestują przeciwko budowie kopalni na swoim terenie. Żeby przełamać ich opór, resort gospodarki szykuje zmiany w prawie.
Przez lata polskie rządy nie mogły się zdecydować, czy złoża w okolicach Legnicy mają być wykorzystane. I dopiero grożący Polsce brak prądu i coraz wyższe ceny energii skłoniły rząd premiera Donalda Tuska do zajęcia się sprawą.
Zdaniem ekspertów Polska nie ma innego wyjścia, jak rozpocząć wydobycie węgla brunatnego z nowych złóż. Węgiel brunatny daje nam dziś ok. 32 proc. energii elektrycznej. Jednak jego obecne złoża już się wyczerpują we wszystkich miejscach - w Bełchatowie, w Koninie. W tym ostatnim złoża węgla skończą się już za dwa, trzy lata. Kopalnia Konin chce otworzyć nowy pokład, ale protestują ekolodzy - boją się, że eksploatacja zaszkodzi jezioru Gopło. Nowej kopalni nie chcą też mieszkańcy Złoczewa pod Bełchatowem - pisze "Gazeta Wyborcza"
- Już w 2020 r. krajowe wydobycie węgla brunatnego zacznie spadać - mówi dr Zbigniew Kasztelewicz, ekspert od górnictwa odkrywkowego z Akademii Górniczo- Hutniczej w Krakowie. Brak węgla brunatnego będzie oznaczał mniejszą produkcję elektryczności. Tymczasem polska gospodarka będzie potrzebowała coraz więcej energii - z każdym rokiem jej zużycie wzrasta o 3-4 proc.
Ratunkiem mogą być właśnie nowe złoża (i nowa elektrownia) pod Legnicą i Gubinem. Na zlecenie rządu Instytut Górnictwa Odkrywkowego "Poltegor" przeprowadził badania tych pierwszych. Zakończyły się one kilka dni temu, raport trafił do Ministerstwa Gospodarki. - Większość pokładów zalega na głębokości ok. 200 m, poza tym złoża legnickie są dużo lepsze jakościowo niż bełchatowskie - mówi "Gazecie" Szymon Modrzejewski, dyrektor Instytutu.
Instytut Górnictwa wycenił też koszt inwestycji. Budowa kopalni, elektrowni, eksploatacja złóż, wykup gruntów i wysiedlenie mieszkańców mają kosztować ok. 23 mld zł. Zdaniem pracowników Instytutu z terenów przyszłego wydobycia trzeba będzie wysiedlić ok. 1,5 tys. gospodarstw leżących niedaleko Legnicy.
Te wyliczenia nie przekonują lokalnych samorządów. I zdecydowana większość z nich próbuje storpedować projekt budowy kopalni na swoich terenach. Imają się każdego możliwego sposobu. Najbardziej skuteczny może się okazać pomysł Kunic i gminy wiejskiej Lubin. Postarały się one o wpisanie swoich gruntów do unijnego programu Natura 2000.
Wpisanie jakiegoś terenu na listę Natura 2000 oznacza, że wszelkie inwestycje - a już zwłaszcza kopalnie - sa bardzo utrudnione - czego pilnuje sama Komisja Europejska.
Samorządowyc przekonują też, że wysiedlić będzie trzeba dużo więcej niż 1,5 tys. ludzi.
Ale jak pisze "Gazeta Wyborcza" resort gospodarki zdaje się nie brać pod uwagę protestów samorządowców. W projekcie strategii energetycznej czytamy, że potrzebne będą zmiany prawne, które zabezpieczą pokłady węgla. Resort pisze też wprost: strategiczne złoża mają charakter ponadlokalny, a więc to nie gminy będą decydować o ich wykorzystaniu. - Potrzebna będzie ustawa, która zmusi gminy do uwzględnienia złóż w swoich planach - mówi Kasztelewicz.